Mizia w sukience z Tesco zestawioną z oryginalną biżuterią.
Przy kasie nie czułam żadnego wstydu. To nie był mój problem, wielokrotnie kupowałam zabawki, mam w końcu młodszą siostrę. Kinder niespodzianki i happy meale kupowałam nawet dla samej siebie, to był mały wybryk mojej "dorosłości". Ale kinder niespodzianka kosztuje kilka złotych, a nie kilkadziesiąt. W sytuacji, gdy znam milion innych, bardziej praktycznych opcji na wykorzystanie pieniążków, ciężko mi było je posłać na taki akt zdziecinnienia. Tego się bałam najbardziej. Poczucia, że zawiodłam swoją własną odpowiedzialność.
Ale potem wróciłam z pudełkiem do domu. Otworzyłam je. Wyjęłam lalkę. Pooglądałam ją...
"No, spójrz na tę buzię i powiedz, czy żałujesz."
I wiedziałam, że moje rozterki były bezpodstawne. Nie zawiodłam siebie. Ja siebie uszczęśliwiłam. To było dla mnie dobre i nie zamierzałam z tego rezygnować. Tego dnia wiedziałam, że lalkowy bakcyl wciągnął mnie po uszy do swojego czarodziejskiego, winylowego świata. I do tej pory nie zamierzam go opuszczać.
Torebka pożyczona od Ash z Ever After High. Złoto bardzo ładnie współgra z bielą i granatem, podoba mi się takie połączenie.
A owa lalka mną zauroczyła kompletnie. Nie dość, że śliczna buzia (o moldzie, jakiego nigdy nie miałam), rude włosy (może zbyt marchewkowe, ale pasowały świetnie) i ruchome ciałko, to jeszcze wszystko podane w magicznej stylizacji nawiązującej do przeszłości. Odświeżenie postaci Midge miało mi przypomnieć o postaci, której tak na prawdę nigdy nie znałam.
Było kilka rzeczy, które trochę się kłóciły z moim gustem, ale wszystko razem tworzyło coś tak magicznego, że nie mogłam narzekać. Lalka była idealna, w końcu nawet miała przedstawiać właśnie lalkę.
Mizia jest ładna nawet w sukience za trzy złote od chińczyka.
Przez rok nasze zauroczenia przechodziło różne chwile. Jak kładłam Mizię na półkę, to myślałam "ach, nad czym ja tak wariuję, zamulony wyraz twarzy, pucołowate policzki, grzywka, gotowana marchewa, playline w jednym ze straszniejszych wydań... już się nią nacieszyłam."
Jednak wystarczyło wziąć ją spowrotem do ręki, by się zaczarować na nowo. Jak mogłam tak myśleć?! To był jeden z lepszych wypustów playline, choć raz Mattel nie robił z dzieciaków matołów naciągających rodziców, a w dodatku odwołał się z szacunkiem do całej swojej historii, tak jakby złożył jej triumf. Teraz playline (niemal równolegle z wydaniem serii Life in Dreamhouse) przedstawiają podróbki samych siebie. A, co najgorsze, nawet taki syf będzie się sprzedawać, co utwierdzi Mattela w tym, że równie dobrze jednak może iść na łatwiznę...
Mizia jest ładna nawet, gdy się zmęczy samotnością.
Ale wracając do lalki. Nie potrafię się nią znudzić. Ma w sobie jakiś czar, który budzi we mnie dziką fascynację, kiedy tylko na nią spojrzę. Potrafię ją chłodno ocenić jedynie, gdy jej nie ma w pobliżu.
I wiem, że o historii Midge, rozpakowywaniu jej wiecie już mnóstwo z innych źródeł, dlatego już tego oszczędziłam.
Tak, swoją drogą. Moja Mizia ma jeden defekt. Zauważyłam go dzisiaj, przy robieniu zdjęć. Wydaje mi się, że wcześniej go nie było, ale kto by lalce zaglądał regularnie pod grzywkę? Mam wrażenie, że pomarańczowe odbarwienie nad łukiem brwiowym wzięło się właśnie od włosów, bo tylko z nimi jest styczność w tamtym miejscu. No i, kolor taki sam... Dziwne, zdarzały się odbarwienia od ubrań, kolczyków, ale żeby od włosów? Spotkał się ktoś z czymś takim?
Zdjęcie przy lampie wyszło całkowicie żółte, dlatego w jakimś "mądrym" programie podkręciłam kurek z niebieską farbą. Dzięki temu widać cokolwiek, a nawet owe przebarwienie (nad brwią, w miejscu po odgarniętej grzywce).
... i oto w tym wszystkim chodzi . O radość i zadowolenie :)
OdpowiedzUsuńMizia naprawdę jest do ... miziania , dobrze, że ją masz :):)
Ładnie jej w tej tescowej sukience :)
OdpowiedzUsuńKażde hobby jest kasochłonne, niestety - ale dopóki nie ma wpływu na Twój budżet domowy, kiedy musisz wybierać między obiadem a kolejną lalką, to wszystko jest w porządku :P
(osobiście wolę sobie kupić trupka, niż paczkę papierosów - a to drugie jest jakoś bardziej akceptowalne społecznie...)
...no..no..no tylko nie teściowej!
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJak na moje oko to nie jest odbarwienie od włosów, podejrzewam że to defekt fabryczny.
OdpowiedzUsuńZestawienie białego z groszkami jest śliczne i Midge bardzo do twarzy :)))
Od ponad trzech lat kupuję sama sobie nowe lalki w sklepie i nie czuję z tego powodu
żadnego "ale" (a nie chciałabyś wiedzieć ile mam lat!)
Pozdrawiam :)
oj, chciałabym, chciałabym...
Usuń...mieć chłopa Michała.
Usuńoj, ón by krowy doił, a jo bym se spała! :D
Midge jak zawsze urocza - to panienka, którą od dłuższego
OdpowiedzUsuńczasu podziwiam a na którą jeszcze i tak dłuuugo się nie
zdecyduję - zachwyt tak - pożadanie - nie!
Ja tak mam ze starym moldem Teresy. Mogę je podziwiać na zdjęciach i nawet są wtedy ładne. ;)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOjej, ojej. Do tej Midge podchodziłam z pięć razy i pewnie jeszcze ze dwa razy będę się nad nią zastanawiać, bo piękna. Żadna współczesna Barbie nie zrobiła na mnie takiego wrażenia jak ona. Jest piękna, mimo jakichkolwiek wad.
OdpowiedzUsuńZawsze mogę Midge wysłać na wakacje do Ciebie i poczekać, aż się napatrzysz. Oby to nie trwało zbyt długo, bo wiem, jak sama mogę "wsiąknąć" dla niej... :D
Usuń<3
OdpowiedzUsuń