niedziela, 18 grudnia 2016

Pięknie.

Był sobie piękny dzień...
Który mi się nie podobał.

Od kilku tygodni narastał we mnie niepokój i coraz częściej łapałam się na tym, że "chcę, ale nie mam czasu, za to mam czas, by o tym myśleć i się martwić". Im dłużej takie rzeczy czekają, tym bardziej robią się nieznośne, więc owego pięknego dnia, kiedy akurat miałam wolne, wstałam z łóżka od razu z myślą, że "mam czas - chcę - i muszę".

Po czym wyjrzałam przez okno.
Dzień był piękny, bardzo, powiedziałabym nawet, że widok takiego dnia jest prawdziwie magiczny, zwłaszcza, kiedy za tym oknem jest zimno, a po mojej stronie ciepło, co nie zmieniało faktu, że o wiele bardziej bym się ucieszyła, gdyby ten jeden dzień był brzydki - a dopiero następne - były ładne i ze śniegiem...


widok nie do końca z mojego okna, ale jest dokładnie w tym kierunku i zrobiony tego dnia i to aparatem do robienia zdjęć, a nie do rozmów telefonicznych!



Bo tego właśnie dnia dojrzałam do tego, żeby ruszyć swoje dupsko i udokumentować kolejne sztuki, jakie się u mnie zbierały. Ale żadna z planowanych do pokazania lalek nie miała ubrania pasującego do sesji śnieżno-zimowych. Zamarzłyby, jak ja nie lubię marznąć tak też tego nie życzę innym, nawet lalkom. No i cóż, dzień był ładny, lalki moje, czasu i tak marnować nie mogłam.




Koniec końców na śnieg wysłałam monsterkę, do której od dłuższego czasu świeciły mi się oczy, ale brakowało mi na nią pieniędzy. Kiedy już odliczałam sobie na nią kwotę, okazywało się, że w sklepach stacjonarnych zaczyna jej brakować, a kupowanie w sieci lalki z tak skomplikowanym malunkiem jest jak robienie repaintu po ciemku i wykałaczką (żałuję, że próbowałam, nie polecam). Na szczęście przed niezmierzonymi odmętami żałości i rozpaczy uratował mnie TKMaxx, który nie dość, że owe sarenki sprowadził, to jeszcze wystawił je w całkiem przyzwoitej cenie :)


A sarenki mają to do siebie, że czasem się je widuje na śniegu, w przeciwieństwie do bosych pięknotek w strojach do jogi ;)









Oprócz promowania TK Maxxa, powinnam pochwalić też Biedronkę, bo w owym czasie zrobiła mikołajowy rzut Haunted, też w ładnych cenach. Mam głupią przypadłość, która pewnie mnie łączy z innymi kobietami, a mianowicie, jeśli jest okazja, to wezmę, choć nie zawsze potrzebuję. Kupić coś za np. 200zł na raz to trochę boli, ale wydać jednego dnia 30, drugiego 50, a trzy dni później jeszcze 40 to przecież świetne łupy, a nie rozrzutność :)


Drugą lalką była Kiyomi z owej promocji i załapała się na sesje na śniegu tylko dlatego, że była duchem, a duchy przecież nie marzną!






No! I to tyle. Trzymajcie się ciepło.

czwartek, 17 listopada 2016

Onirycznie i po ciemku

"Nerkaaa. Dawaj lalki, wezmę aparat"
No to ten. Lalki do plecaka, plecak na rower, bo autka nie miałam, i w drogę. Spotkałyśmy się na neutralnym gruncie, tak, że ja miałam jednośladem pół godziny i koleżanka pociągiem tyle samo. Siadłyśmy na ścieżce, wyjęłam lalki i gadamy...

I gadamy...

I się już robiło ciemno, a my dalej gadałyśmy!

Stąd niewielka ilość zdjęć, a te ostatnie były z lampą. Koleżanka, która to jest autorką owych dzieł zdążyła odkryć jakieś nowe eksperymentalne ścieżki, które, mam nadzieję, będzie nam dane jeszcze przetrzeć przy pomocy któryś moich panien. Ja się szczególnie na fotografii nie znam, zwłaszcza na lustrzankach, to tylko przekładałam trochę lalki, a później wtykałam im liście. Efekty zabawy (i skutki społeczne) ocenicie sami. Wpis dedykuję Faeriel de Ville.

A zaczęło się niewinnie, od wypadu grupki znajomych na biwak bez jedzenia. Nie mieli też, co pić, ani, na czym siedzieć, na rozmawianie ze sobą już znali się zbyt dobrze, wiec pozostała im tylko wspólna zabawa w kij-wie-co.

Dziwnym trafem nie mogło zabraknąć mojej ulubionej Tango, która ze względu na swoją wróżkową przeszłość uwielbia lasy. Obecnie lala awansowała i dostało się jej ciałko MTM na jej własny, osobisty użytek.

Lei Summer też gdzieś w tej wyprawie się przemykała, ale było to jedyny portret, jaki jej się ostał. Wolała pozostać gdzieś w tle i dyskretnie obserwować, co tam odwalała jej siostra. Nadal musi się zadowalać zwykłym ciałkiem fashionistas bez artykulacji pod biustem, ale dostała je od Blaine'a, więc nie będzie wybrzydzać.

Za to królem obiektywu okazał się Emmett. Do tej pory jakoś aparatem go nie rozpieszczałam, więc z Faeriel miałałyśmy okazję by to wynagrodzić.

Chłop okazał się być świetnym modelem i do twarzy mu było nawet z liśćmi. I z Tango w tle.

Ślącą buziaczki do naszego przystojniaka...

Chwytającą za jego dłoń...

I spławioną przez Sol.

"Weź te liście, maleńka i się nimi wypchaj!"

No to wzięła i się wypchała.


 ...Mogąc obserwować z bezpiecznej odległości.


"Wiec jak to jest być wampirem?"

"Opowiem Ci."

"Tylko muszą mi pstryknąć jeszcze jedną fotkę, która określa moje piękno."

No i najmilsze na koniec!


Widać Emmett jest nie tylko świetnym modelem, ale również gawędziarzem.
Ciekawe, co na to powiedzą pozostałe siostrzyczki Summer...

poniedziałek, 31 października 2016

Dama w bieli. I w lesie.

Święta, święta i... No, w sumie, to nadal "w trakcie" świąt, ale jutro do pracy. Tymczasem najwięcej zabaw halloweenowych przypadło na sobotę. Tak, żeby ludzie mogli wytrzeźwieć i się wyspać.





Nic dziwnego, że w niedzielę przed południem natrafiłam na błąkającą się po lesie samotną niewiastę. Panna miała cerę jak mleko, oraz za dużą suknię mieniącą się, jak płatki śniegu.
Myślę sobie, jeden z efektów ubocznych wczorajszych zabaw w przywoływanie potępionych dusz. Niby nie brałam w tym udziału, tylko ostrożnie się wycofałam z pokoju, ale jednak wyszło na to, że to ja muszę po tym  posprzątać. Wysunęłam się w jej stronę, wsłuchując się w żałosne zawodzenie mego psa za plecami (w końcu, który to pies nie będzie płakał, gdy pani siedzi dwadzieścia metrów od ogródka i cyka jakiejś lali zdjęcia, zamiast kulturalnie wziąć futrzaka na spacer?).
Tymczasem nieszczęsna potępiona dusza wcale nie chciała zrzucić swego potępienia na mnie i przyznam z satysfakcją, że nawet współpracowała nie tylko ze mną, ale i z podłożem. A może po prostu miała aż tak sztywną suknię, że mogła sama stać dzięki niej. Z pewnością jednak była wdzięczna, że zamiast krzyża i egzorcyzmów przyniosłam aparat.











Kiedy już zdążyłam się oswoić z duchem, najpewniej jakiejś hrabiny, wśród tego całego przepychu i elegancji, moje oczy wyłapały sygnet o bardzo surowym kształcie. Strasznie odcinał się od reszty stroju, więc postanowiłam mu się przyjrzeć. I wtedy, zamiast ducha, nawiedziły mnie wątpliwości.


A prawda zaczęła wychodzić na jaw.


No, kto to widział ducha hrabiny w kiecce i trampkach?! 

M  C KWADRAT. Ty wcale nie jesteś duchem, tylko dzieciakiem robiącym sobie jaja z ludzi!

Wcale nie! Byłam na imprezie, przysięgam, takiej ze strojami! A potem wypiłam za dużo i zrobiło  się niedobrze, więc wyszłam na świeże powietrze. Później już nie umiałam trafić, więc błąkałam się tak do rana.

No dobra, przypuśćmy, że wierzę. Coś jeszcze masz do powiedzenia?

 Dostanę może szklankę wody brzozowej na ból głowy?


niedziela, 16 października 2016

Tak jakoś...

Ostatnie miesiące były dla mnie ciężkie. Po intensywnych wakacjach, nagle przyszła pora płacić co raz to kolejnymi wyrzeczeniami. O ile na każdy taki cios odpowiadałam z podniesioną głową i brałam owe wydarzenia "na klatę", to przyznam szczerze, że nie mam już siły. Gdzie zostały te czasy, gdy mogłam się rozpłakać i liczyć na to, że ktoś inny załatwi za mnie tego typu sprawy? Myślałam, że jak będę wychodzić nim na przeciw, to powoli zacznie być łatwiej. Ale widać, problemy są jak zbłąkane duchy - zlatują się właśnie do ludzi, którzy je rozwiązują. Och, gdyby się tak dało taki problem po prostu odesłać do innego świata, ale nie... Nie chcę sobie zapeszyć jeszcze bardziej, więc nie będę się wdawać w szczegóły. Mam nadzieję, że wkrótce będę mogła napisać o nich już w czasie przeszłym.

Nie mogę się pochwalić jakąś znaczną aktywnością lalkowo-kraftowo-fotograficzną. Ot, sobie egzystuję, czasem lalkę kupię, rzucę gdzieś rozebraną, a potem tylko pilnuję by stos winylowych rzeczy piętrzył się poza zasięgiem moich szczurków. Zdjęcia niby chcę robić, ale w pokoju nie mogę się uporać z bałaganem i brakiem organizacji. A na dwór trzeba wyjść i nie zmarznąć. W dodatku, światło, pora roku, ustawienie księżyca i tak dalej...

Dziś więc pokażę tylko kilka zdjęć i to nie robionych w ramach sesji, tylko krótkiego relaksu - minimalistycznego spotkania z inną kolekcjonerką. Lalki ze zdjęcia więc nie są moje. No, dobra, moja jest tylko Bat Girl. I Emmett, ale on jest jak ja na imprezach - może zobaczycie na którymś zdjęciu jakąś rękę ;)

 Jednak uroczą gwiazdką tego wpisu będzie słodki pyszczek BJD, który należy do właścicielki bloga Touch of Shadow. Umknęła mi informacja, kto jest producentem, ale to nie ma dużego znaczenia. BJD to jedne z nielicznych lalek, które są przede mną bezpieczne. Oby jak najdłużej!

 Co nie zmienia faktu, że taki pyszczek jest uroczy i porywający serce.






 Kolejne dwie panie, które się wtedy spotkały to DC Hero od Mattela. Obie w strojach prywatnych, bo ileż można się kisić w szkolno-bohaterowych mundurkach? Przyznam, że tak podobają mi się o wiele bardziej.

  Harley Quinn też mnie strasznie kusi, ale muszę być twarda. Może kiedyś... ;)

 Póki co, Bat Girl musi się zadowolić tym przelotnym spotkaniem. Obie panie wymieniły się adresami naszych blogów, więc będą sobie wzajemnie pisać komcie.


 I jeszcze raz powtarzam, teraz nie jest czas, by kupić sobie Harley!

Ale, o rany, jaka jest śliczna. Może chociaż sobie ciuszki poszyję, żeby zapchać potrzebę czegoś nowego...

Pozdrawiam.
Do następnego.
Oby lepszego :)