Każdy ma w życiu coś, z czym nie może sobie poradzić, czego się boi i co za nim się ciągnie latami...
No, ja na przykład przez całe dzieciństwo byłam szkalowana przez rówieśników, a otaczający mnie dorośli ignorowali problem, albo obwiniali za to, że nie umiem się postawić.
Ale przeszłam przez to, jestem silniejsza. Otaczają mnie przyjaciele, którym ufam i o których wiem, że mnie wesprą, gdy będę tego potrzebowała. Facet klatą zasłoni, wyśmieją spiski, bo naprawdę jestem dla nich ważna...
Jednak, gdy spotkam kogoś z dawnej podstawówki, znowu zawala mi się świat pod stopami i mam wrażenie, że przypadkowi przechodnie obserwują mnie tylko po to, by znaleźć jakiś powód do wyśmiania. Raz po takiej sytuacji zamknęłam się w domu, zrezygnowałam ze wszystkich planów. Przez trzy dni siedziałam spięta i struta, w obawie, że już mnie wyśledzili i dotarli do moich znajomych. Że znowu nie będę miała nikogo, bo jestem żałosna, dziwna, wstrętna, czy coś w ten deseń...
Bałam się też, że rozpoznają siostrę, którą odprowadzam do szkoły i zaczną się nad nią znęcać. Lub mój zaparkowany samochód i go zniszczą. Będą śledzić pod dom, by otruć psa, nie wiem, to nawet nierealne...
Jak trzeba być podłym i bezmyślnym, by pozornie ułożone życie kogoś już zupełnie obcego zachwiać tak mocno przy fundamentach. Jaką można mieć z tego satysfakcję, skoro nawet nie widać "skutków"..?
A potem myślę... Mam już dwudziestkę na karku, zrobiłam dwa tytuły zawodowe, mam pracę, pasję(nawet kilka), ciągle się z czymś rozwijam, zdobywam nowe doświadczenia. I znajomych porozrzucanych po całej Polsce. Tymczasem oni od czasu tej szkoły nie robią nic innego, tylko piją i chleją... w tym samym lasku za budą. W czym właściwie są lepsi?
Po rówieśnikach był jeszcze brat, rodzice i toksyczny związek. Po wszystkim jestem silniejsza i słabsza jednocześnie. Ale z pewnością mądrzejsza i bardziej lojalna wobec siebie. Teraz w lalkach znajduję spokój i całkiem mi z tym dobrze. Od momentu znalezienia pracy nie obgryzam paznokci, praktycznie nie mam problemów. Jest stabilnie i zmierzam ku dobremu.
Ale co, jeśli ktoś nie widzi perspektyw na pogodzenie się z sobą? Kiedy wyjście z dołka jest zbyt strome?
Nieee, jestem zbyt poważna, tu miało być pełno głupawych tekstów i dennych żarcików.
To nie mój blog!
Winylowy Orszaku, pomóż, potrzebuję terapii!
Barbie: Jestem, żeby służyć! Pilnie się uczyłam i zostałam psychologiem. Chcę pomagać ludziom ulżyć w ich cierpieniach.
Barbie: Proszę, opowiedz mi o swoich problemach? Od czego to wszystko się zaczęło?
Barbie: O... Chyba kompleksów to Ty nie masz...
Ryan: Od kiedy pamiętam, zawsze byłem tym gorszym. On zawsze miał lepsze ciuchy, większą popularność, oraz dziewczynę dla której mogę oszaleć.
Barbie: O...
Ryan: Gdy próbuję stanąć z nim na równi, zostaję ośmieszony, jedyne, co mogę
to przebywać w jego cieniu. I wiesz, co... Mógłbym to znieść, patrzeć, jak się wiecznie wywyższa, ale jest
coś gorszego.
Ryan: Na imię mam Ryan, ale noszę majtki KENA!!!
Barbie: Bardzo mi przykro, ale to Mattel dał takie przeznaczenie...
Ryan: Nie, Barbie, właśnie TO jest przeznaczenie!
Barbie: Co?
Ryan: Zobacz, gdzie jesteśmy. W Winylowym Orszaku. To nasza przyszłość, to ONA
nas wybrała. Sami, bez Kena. Ty i ja. Barbie i Ryan.
Ryan: Jesteśmy do siebie tak bardzo podobni. Ten sam odcień skóry...
Barbie: I co, chcesz na głowy się zamienić?
Ryan: Skazani na bycie w Winylowym Orszaku. Oboje z serii Fashionistas, oboje piękni, stylowi.
Barbie: Ej, zaraz. Ja nie noszę na bieliźnie imienia mojego chłopaka.
Ryan: KEN NIE JEST MOIM CHŁOPAKIEM!
Barbie: Uch... Jednak wybrałam złą karierę...
Psst. Jestem takim dziwnym simsem, który ma dwa paski nastrojów jednocześnie. Może to tłumaczy taką rozbieżność w tej notce. Pozdrawiam :)