sobota, 31 stycznia 2015

Czym były dla mnie lalki?

Będzie głównie o tym, czym dysponowałam kiedyś i co mi się podobało, a co nie. Ale tylko trochę. To taki wpis z grubej rury, gdzie jest dużo tekstu ze wspomnieniami. Zwykłe rozczulanie się i sentymentalizm. Nudzenie. Energia będzie potem. Zdjęcia stare, część z poprzedniego telefonu i już pokazywana na forum.

Czym były dla mnie lalki? Miały być tym, czym dla większości dzieci. Jakimś ideałem piękna, z którym miałam się utożsamiać i kreować dla niego rzeczywistość. Problem był jednak taki, że moje lalki były brzydkie i w żadnym wypadku nie chciałabym wyglądać tak, jak one (co nie znaczyło, że ja byłam ładna!). Sztywne, białe włosy, łysawa głowa, przepakowana klatka piersiowa, wąskie biodra, nogi jak patyki i te małe kopytka...
Tak, miałam klony. Nawet nie Diany. W tej zgrai były dwie Steffi-love. Lubiłam je, bo się nie uśmiechały(chociaż miały wysokie czoło i plecy). Była też Totsy z rootowanym przedziałkiem i niczym więcej. Reszty nie umiem rozpoznać. Każda zabawa temi lalkami przypominała mi, że te właściwie mi się one nie podobają. Moja wyobraźnia uciekała się nie tylko do takich zabiegów, jak wymyślanie świata, sytuacji i postaci, ale przede wszystkim, by te postacie były ładniejsze, niż są... Umiałam zrobić wszelkie akcesoria i zwierzątka, nawet szyłam ubranka, ale twarzy lalkom nie byłam w stanie zmienić nigdy...
 Jestem piękną rudą blondynką, ćwiczę, by schudnąć z cycków, a w ogóle, to mam magnes w dupie...(serio, żeby się trzymała fotelika)
źródło zaginęło, gdyż obrazek zapisałam dawno temu.

Wtem, będąc już w podstawówce, pewnego zimowego dnia Mikołaj wręczył mi pudełko z prawdziwą Barbie. Rodzice by mi takiej nigdy nie kupili, ale to była akurat "gwiazdka grupowa" w jakiejś wielkiej sali zabaw i wszystkie dzieci miały zapewnione fajne prezenty. Sama lalka nie zrobiła na mnie aż tak dużego wrażenia, miała trochę ładniejszą twarz i milsze, saranowe włosy, ale nadal miała "klatę". Tak wyglądał owy egzemplarz:

Który skończył biednie, ponieważ na samym początku swej kariery zawodowej, jako moja zabawka 'od serca" jakaś koleżanka połamała jej diadem... Potem kuzynka sąsiadki chciała sprawdzić, czy zabawka potrafi latać i trzaskając nią nad chodnikiem ułamała jej szyję. Resztę dzieciństwa księżniczka wytrzymała z dziarsko podniesioną głową. Właściwie to nie mogła jej trzymać inaczej, bo sąsiad wziął na siebie winę krewniaczki i przykleił główkę na kropelkę :)
Jej dobre dni minęły wraz z moim dzieciństwem, gdy złożyłam ją i wiele innych z czcią do pudła, a następnie tata wyniósł je do piwnicy. I byłoby dobrze, gdyby mogły w tej trumnie trwać na wieki. Ale urodziła się siostra. Niby dorosła do trzech latek, a już miała w rękach moje stare lalki. W rękach, które potrafiły tylko niszczyć. A ja trochę za późno dowiedziałam się, że mój skarb został wydany...

Wybacz, że nie mogłam Cię uratować...[*]
 
Ale, nie skończyłam dzieciństwa na tej jednej Barbie. Przecież na rynek właśnie wchodziły nowe, smukłe ciałka, które okazały się być spełnieniem moich marzeń. Lalki wyglądały wreszcie świeżo i dziewczęco. Szalałam z zazdrości, koleżanka miała takie dwie i zawsze mi pożyczała jedną przy wspólnej zabawie.
Musiałam się naczekać jeszcze trochę, bo dopiero kilka lat później udało mi się namówić tatę na prezent (a pretekst miałam dobry, bo ładnie zagrałam na egzaminie z gitary).
Barbie Cali Girl 2003, źródło
 
Miała smukły brzuszek! Nie była blondynką! Do tej pory, nie wiem, gdzie się podziewa moja własna, ale ta została mi podarowana niedawno przez znajomą i przedstawia taki sam, choć nieźle wybawiony egzemplarz.


Rodzice nagle stali się hojni. W te same wakacje udało mi się wyprosić również Blaina. Był dla mnie "kenem" idealnym. Wyraz twarzy wydawał się być bardziej ponury, ale w zielonych oczach czaiła się melancholia i coś, na co moje lalki spokojnie mogły polecieć. Miał również ładne włosy i byłam bardzo szczęśliwa, że trawiłam właśnie na niego (już wtedy zupełnie kolekcjonersko twierdziłam, że mam ładny okaz : ) ). On również zaginął i jakoś nigdy nie natknęłam się na ślady jego obecności. Nawet, gdy wypytuję siostrę, to nie pamięta. Boję się, że mogła go naiwnie gdzieś przehandlować...
Jeszcze kiedyś do mnie wrócisz. źródło

Następna Barbie jest trudna do identyfikacji. Znaczy, wiem, jak była zapudełkowana, ale nie znalazłam żadnych zdjęć i nie znam nazwy serii. Pamiętam, że dostałam pieniądze od babci, odłączyłam się od mamy i poszłam do sklepu z zabawkami. Tam ją wypatrzyłam i poprosiłam ekspedientkę, by mi ją przybliżyła. Musiałam potwierdzić, że ma "ładny" brzuch. Miała też zielone oczy (to mi się najbardziej podobało) i grzywkę (a to już nie i grzywkę obcięłam). Po zakupie, schowałam pudełko pod kurtką i mama nic nie zauważyła :D
Znowu blondynka, znowu ten sam, głupkowaty uśmiech generation girl.
Shoe Barbie(tak ją nazywam) zachwycała mnie alabastrową cerą i żółtymi, nie białymi, włosami. Byłam na etapie fascynacji Warcraftem, więc ona była elfem wysokiego rodu, a Cali Girl i Blaine leśnymi elfami, ze względu na ich śniadą cerę.
Siostra też się do niej dobrała... i obcięła włosy. Skyrimowym wdziankiem ja się zajęłam.

I resztką włosów...


Ostatnią z tego wpisu będzie Cali Girl Horseback Summer. To była trzecia lalka z tej serii, która trafiła do moich łapek. I powiodło się jej najlepiej. Myślę, że o niej będzie osobny wpis, bo jest dla mnie bardzo ważna. Tutaj zdjęcie kogoś w internecie. Jest prawie komplet, tylko derka pod siodłem powinna być niebieska ;)




Z ciekawych aktualności:
- 7 lutego mamy spotkanie lalkowe. Więcej.
-do 15 lutego na stadionie odbywa się wystawa klocków lego, chyba warto się wybrać. Więcej.

piątek, 30 stycznia 2015

Dzień dobry wieczór

Zobaczymy, co z tego wyjdzie. W temacie publikacji jestem kulawa. Może i umiem coś pisać (zwłaszcza prozę narracyjną), ale nie wiem, czy technicznie ogarnę te wszystkie opcje.

Blog ma być o lalkach. Głównie tych w skali barbiowej, bo takie są mi najbliższe, takie mnie kręcą i... właściwie to takie mam. Co ciekawe, poświęcam na nie małe nakłady finansowe (więc, jeśli ktoś szuka Platinum Label, to może tu znajdzie, ale w zdjęciach promocyjnych i podpisane, jako "Och, ach!"). Po roku intensywnego zakręcenia odkryłam, że ciężko jest się tą pasją podzielić inaczej, niż właśnie na blogu. Nie jest to jedyne moje hobby, a w dodatku świeże. Możliwe, że inne pasje w przyszłości będą się tu również przewijać.

Zamierzam rozbudować co nieco w układzie i tym wszystkim... Dodać blogi, na które zaglądałam do tego czasu (bo są ładne, ciekawe i tak będzie łatwiej je obserwować). Jeśli w linkach pojawi się Twój blog, to znaczy, że jest fajny i ja też chcę być taka fajna, jak Ty.

Początkowy plan, to jakoś streścić moje postępy z zeszłego roku. Dodać zdjęcia (w większości z telefonu, ale staram się, by były coraz lepsze!). Potem będę opisywać na bieżąco. Nie wiem, czy uda mi się podtrzymać systematyczność, ale po to tu jestem, by to sprawdzić.

Dałam ankietę, mam nadzieję, że będzie dla mnie pomocna i wyciągnę z niej słuszne wnioski. Wiecie, tu kwiatek postawić, tam doniczkę, a może jakiś "gadżet".  Można głosować.

Zapraszam Was tu z dużą dozą entuzjazmu, czujcie się, jak u mnie w domu... Tylko pamiętajcie, że mam remont :)