Już chłodniej.
Uf, jak fajnie!
Ale zdjęcia zrobiłam, kiedy było ciepło.
Jest późna noc, jutro do pracy, więc nie będę się rozpisywać.
Rodzice zabrali aparat - znowu w momencie, kiedy tak bardzo go potrzebowałam. To nic, że jeździ z nimi siostra, która ma swój. Oni muszą mieć więc dwa. Tak u nas wygląda dzielenie się wspólnym sprzętem, będę musiała kupić jakieś własne ustrojstwo, a potem poczekać na lepsze czasy...
Podejrzewam, że kupienie taniego kompaktu w necie i tak wypadnie lepiej niż kompakt kupiony tanio kilka lat temu stacjonarnie, więc poziom moich amatorskich zdjęć raczej nie spadnie.
A może wreszcie ruszę tyłek i postawię bardziej na krafcenie drobiazgów, zamiast kupować kolejne panny. Kanapy mam trzy, a lalek w pytę. :D
Dobra, ja tu pisu-pisu, a noc coraz późniejsza, tak więc, ten. Spełniłam swoje groźby i zdekapitowałam kolejną Barbie. Siostra ucieszona, Skipper też, B. trochę mniej, ale przynajmniej będzie więcej się działo w jej życiu. W końcu, u młodszej wersji mnie lalki mają wieczne igrzyska. Haha, śmierci. U mnie to nuda, stanie na półce, kiszenie się w kartonie, czasem przyjdę, poczeszę, zrobię zdjęcia, wsadzę kanapę pod tyłek i znowu aż nazbyt spokojna egzystencja lalkowego stworka... Podejrzewam, że wielu moich Action-Manów tęskni za czasami, kiedy to jakieś dziecko w trakcie zabawy zostawiło lalkę na trawie, a ta musiała się modlić, by piesek akurat nie znalazł.
Moją sesją pies się nie interesował. Za to w pewnym momencie zostałam uraczona towarzystwem kota - ciągnie swój do swego...
Na koniec - kot.