wtorek, 7 kwietnia 2020

Marni

Czołem.
Wczoraj zaobserwowałam księżyc w pełni. A więc to już miesiąc od momentu zamknięcia szkół i uczelni. Tyle czasu oglądam tylko swoją ulicę. Tyle czasu nie ruszam samochodu i nie wychodziłam z domu. Czekam na posiłki od taty - ma mi pomóc zreanimować autko. W końcu tak sobie wymyśliłam, żeby pojechać do rodziców "na święta". Skoro nie można wchodzić do lasu, to chociaż przez okno sobie popatrzę...

U mnie robi się coraz piękniej. Ogródek powoli budzi się do życia, jednak nie ma większych nadziei na odrestaurowanie go w tym roku. To by wymagało porządnego przekopania trawnika, wsadzenia nowej ziemi - w obecnej sytuacji nie będę jej zamawiać. Do koni po przyczepę nawozu też nie pojadę. Szkoda... Pozostaje mieć nadzieję, że wystarczy kochać i podlewać. Mam jeszcze kilka ciekawych nasion, które mogą u mnie okazać się hitem. Póki co, pogrążyłam się, chlapiąc wodą na papierową torebkę nasion z ogórka. Skoro były już mokre, to musiałam wsadzić do palety z ziemią. Tylko nie wiem, co ja później zrobię z taką ilością sadzonek ogórków. Nie mam, gdzie ich wsadzić. Chyba postawię pod bramą i może ktoś weźmie :D W sferze marzeń lawiruję gdzieś między własną szklarnią, a wolierą dla ptaków. Nie do końca akceptuję swoją dorosłość, w końcu miała mi umożliwić zabawy, podróże, popijawy nad Wisłą, a ja sadzę kwiatki...


Ale żeby nie nudzić już o roślinkach, to przejdę do kolejnej lalki, która do mnie zawitała. Uznałam, że brak towarzystwa muszę sobie zrównoważyć plastikowymi ludzikami. W wyniku takiego toku rozumowania, przegrzebałam internet i mój wybór padł na pannę o również artykułowanym, jasnym ciałku, za to z nieco bardziej "kolekcjonerskim" rodowodzie.

Black label nie jest dla mnie szczególnym celem posiadania i uznałam, że jak mi się lalka znudzi, to chociaż ciałko wykorzystam, no i te ubranka to zawsze coś innego niż zestaw sportowy od Fitness Barbie ;)


Więc, oto przed Państwem owoc ukłonu Mattela w stronę Marni Senafonte, stylistki gwiazd. Cudownie ruda Barbia z triumfalnym inicjałem na szerokim plecu jeansowej kurtki.

Na tyle pudełka widzimy zdjęcie prezentujące drugą lalkę z tej serii (mimo, że w internecie krąży wiele ciekawych prototypów, to jednak wydane zostały tylko te dwie wersje). Mamy również okazję ujrzenia sławy, którą uraczyły łaski giganta zabawkarskiego.






Pannę czym prędzej wyjęłam z pudełka, obejrzałam i postanowiłam przebrać. Jeśli chodzi o ciałko, to jest ono niemal identyczne do mojej Fitness. Różnica jest widoczna tylko przy stopach, ponieważ Marni ma nóżki przystosowane do obcasów.


Kto miał kontakt ze szczurami, ten wie, co oznacza ten widok. Ewidentnie potrzebowałam zmienić sukienkę ;)


Pod spodem znalazłam czarne body, które wydało mi się świetną bazą. Tak więc Marni zachowała swoją cnotę i może spokojnie tytułować się, jako nie rozebrana do końca. Przynajmniej, przez pewien czas :)

Szybko wyposażyłam ją w ciuchy, które zamówiłam podczas tych samych zakupów internetowych. Jakoś przez tę narzutę z frędzlami nie mogłam się powstrzymać. Od razu widziałam ją w połączeniu z czerwoną szminką Marni.
 

Jeśli chodzi o buzię, to mamy tu kolejną odsłonę moldu Daya. Jest wyjątkowo urocza, ale jeszcze nie wiem, czy zostawię ją sobie na stałe w mojej kolekcji. Wygląda bardzo atrakcyjnie w tym koczku. A, i nie polecam rozwiązywać włosów, bo rootowanie jest niezwykle rzadko.
Mogę sobie psioczyć na oszczędności producenta przy produkcji lalki kolekcjonerskiej, ale być może już sam projekt wymagał, aby włosy upięte w kok nie były zbyt gęste - w końcu wtedy fryzura byłaby nienaturalnie duża. Póki wygląda dobrze, to nie będę nic z tym robić. Nie jestem rozczarowana, bo wiedziałam, jaka jest sprawa, a i tak kupiłam.





W pewnym momencie uznałam, że do lalki muszę dodać coś od siebie - i tak oto na karku pojawił się geometryczny tatuaż. Jestem bardzo zadowolona, że nie uszkodziłam nadruku w trakcie aplikacji, oraz, że udało mi się nałożyć go równo. Przy innej lalce uszkodziłam kilka ciekawszych wzorów. Ken pojawił się tutaj w charakterze chwilowego rekwizytu. W końcu nie wiem, czy taka gwiazda zadowoli się klocolalkiem...

Chyba jednak wolała towarzystwo dzierganego szczura.

Pozdrawiam. Trzymajcie się. Chwytajcie słońce, jest dobre.