czwartek, 2 września 2021

Zmiany


Zmiany, zmiany, zmiany. Któż z nas ich nie doświadcza? Najlepszym tego przykładem jest pogoda z ostatnich dni. Nie musieliśmy długo czekać, aby stanąć w obliczu corocznego wyzwania, jakim są chłody i jesienne smutki. Trzeba się dogrzewać, przytulać i rozpieszczać - nie ma innej rady. 


W Winylowym też nie jest łatwo, ponieważ moja komuna barbiowa ma w zapasie zaledwie jedną parę kapci i aż trzy pary skarpet, w tym jedne męskie, z cienkiej siateczki. A pogłowie przecież liczne, że ho ho… 

Zmiana pogody to jedynie kropla w morzu zjawisk, których byłam świadkiem. Relacje też uległy przetasowaniu. Trochę lalek przyszło, trochę znalazło nowe domy, kilka było tylko przejazdem. W serii Och, Ach! Rozwiązała się moja main couple. Był to wynik intrygi, ale zawiązanej w dobrej wierze. Okazało się przecież, że Summerowie są zbyt blisko że sobą spokrewnieni. Siostry Lei postanowiły zainterweniować i właśnie temu służył eliksir nabyty u jednej z wiedźm. 

To było dawno i Lea zapomniała. Teraz ma inne życie. Nie może narzekać w nim na brak ciepła. 


Jej nowy przyjaciel nazywa się Kevin. Sprowadził się tu w zeszłym roku, ale większość tego czasu upłynęła mu na skomplikowanym i trudnym leczeniu ortopedycznym. Winylowy Fundusz Zdrowia jest równie dobrym nauczycielem cierpliwości, co nasz NFZ. Pod tym względem miniaturyzacja realiów wyszła mi znakomicie.


Lea zakochała się w Kevinie, bo wyglądał na architekta, ale kiedy przyznał, że jest tylko księgarzem, nadal nie mogła o nim zapomnieć. Tak więc znajdowała coraz ciekawsze wymówki, aby zaglądać do jego sklepu i spędzać przerwy kawowe na pasjonujących rozmowach o czymkolwiek, byle w dobrym towarzystwie. Jestem pewna, że nigdy w swoim życiu nie czytała tyle książek, jednak wciągnęła się na tyle, że już jej zostało.


A Kevin zrozumiał, że teraz powinien wykonać swój ruch. Tak więc zaczęły się pierwsze spacery. Któregoś razu spadł deszcz, a oni zmokli. Kevin zaprowadził Leę do siebie, rozpalił w kominku. 


Jego dom nie był jeszcze urządzony, ale taka asceza też ma swój klimat. Zwłaszcza skąpana w tańczącym świetle ognistych języków. Jeśli dodać do tego wino i niekończącą się ulewę za oknem to wychodzi idealny przepis na przegadanie razem całej nocy.





Tak naprawdę tę historię wymyśliłam na szybko, ponieważ chciałam przetestować świeżo zaczęty kominek. Jeszcze nie skończyłam tej miniaturki, palenisko nie jest złączone ze ścianką, więc mogło w każdej chwili się przewrócić. Pożaru by nie było, ale szkoda zdrapywać wosk z drewna ;)
W przyszłości zamierzam zawinąć zewnętrzne cegły na krawędziach, dlatego tak śmiesznie sterczą. 


Lea to Lea, pan Kevin to fashionistas #10 po rootowaniu i zmianie ciałka na BMR. 


Para powstała przypadkiem, ponieważ Lea jako jedyna była ciepło ubrana, a pozostałych lalek nie chciało mi się już przebierać. Jako, że artykulacja starych fashionistas trochę ogranicza możliwości pozowania, to do towarzystwa musiałam wybrać chłopaka na mtm. A na razie mam tylko jego ;)

W ich przypadku chyba mogę mówić o przeznaczeniu.


poniedziałek, 14 czerwca 2021

Na szybko

Dzisiaj krótko, bo sesja.

Dżesika Viktoria uznała, że nie będzie pracować nad skłonnościami Hapsa do agresji. Piesek znalazł nowy dom u fashionistek, gdzie jakoś dziwnym trafem nikomu nie odgryza palców. Może to kwestia odpowiedniego podejścia, no nie wiem...

A Dżesika Viktoria zapozowała dzisiaj że swoim mężem Januszem, który postanowił zmierzyć ścianę w salonie, żeby sprawdzić, czy zmieści się tam telewizor.

Niestety musiał wziąć kredyt i dał w zastaw swoje ciałko (ciałko zabrała Naomiaoi i zdążyłam zrobić tylko kilka fotek). Jak coś wpadnie mi w ręce, to pokażę Janusza w nowej odsłonie.

Głowę nosacza ulepiłam na szybko z masy Hey Clay, którą dostałam za zakupy w Netto.

Pozdrawiam! 

niedziela, 9 maja 2021

Nowe wcielenie Geri

 Juhu! Nadal się nie ogarnęłam względem mojej przerwy od pisania, więc moja obecność tu to czysty przypadek.


Geri była niegdyś członkinią słynnego zespołu Spice Girls. Czasy świetności zdecydowanie miała już za sobą i pewnego dnia przybłąkała się do mnie półnaga, rozchwiana i potargana jako dodatek do innego trupka. Nie byłam nią zainteresowana, więc leżała porzucona w więzieniu dla innych mniej chcianych lalek - pudle "nawet sprzedawać byłoby wstyd". W pewnym momencie jednak uznałam, że jej buzia jest nietuzinkowa przez ten szeroki, niemalże groteskowy uśmiech. Tak więc Geri doznała dekapitacji, aby orbitować po moich zapasach już jako sama głowa.

Aż nadszedł dzień, kiedy udało mi się odkopać ciałko artykułowanej Steffi Love. Miałam szczerą nadzieję, że będzie pasować. I pasowało - kolorem. Jednak sam zaczep na głowę był zupełnie inny.

Normalna osoba uznałaby z żalem, że musi  bulić grube hajsy na super luksusowe MTM dla każdego, nawet najbardziej parszywego klonika, ale ja zarzekłam się, że w sprawach mniej wyględnych będę wierna swojej herbowej cebuli i zrobię wszystko, aby głowa Geri jednak znalazła się na tym ciele.

Następnym moim działaniem było zabranie ciała do sali tortur, znanej wśród moich lalek jako sala operacyjna Winylowego Funduszu Zdrowia. Wykwalifikowany personel w postaci mnie chwycił piłkę włosową i odciął kawałek szyi zakończony kulką i czymś dziwnym. Potem było piłowanie, wiercenie, znowu szlifowanie, klejenie, szukanie gwoździ (kiedyś wytłumaczę)… 

Zwykle moje modyfikacje rozkładają się w czasie, ale tym razem zrobiłam wszystko za jednym razem. A głowa pasuje i ma całkiem dobrą mobilność. Nawet lepszą, niż niektóre obecne barbie.




I tak oto Geri stała się u mnie Dżesiką Viktorią, rozsiadła się w na szybko zaaranżowanym salonie i udawała wielką damę.






Towarzyszył jej mały, słodki yoreczek Haps. Dżesika Viktoria z wielką radością okazywała mu swą czułość.




A on to cierpliwie znosił. Do czasu.


  




Teraz zastanawiam się, z czego najlepiej ulepić brakujący kciuk :)


Buziaki!