Poszłam więc do kuchni, zmieszałam sól, mąkę i sodę oczyszczoną. Zalałam wodą, utworzyła się trochę lepka masa plastyczna. Ulepiłam trochę bułek, jakieś kuleczki i kółeczka, na wzór smażonych oponek.
No i tu zaczyna się lenistwo. Gotowy, jeszcze mokry twór powinnam wstawić do piekarnika i poczekać, aż się zarumieni, byłoby już gotowe. Ale ja zaczynam tworzyć takie dzieła średnio kilka minut po północy i moich rodziców by szlag trafił, gdybym włączała im wtedy piekarnik :)
Lepidła więc odstawiłam na grzejnik i zapomniałam w błogiej nieświadomości. Soda sprawiła, że pod spodem zrobił się mały bąbel - ciasto wygląda, jakby wyrosło.
Z takimi bułkami mamy mały wybór. Możemy spróbować upiec jeszcze raz, albo po prostu pomalować. Ale mi średnio wychodzi malowanie. Zapaliłam świeczkę...
I trzymałam bułkę nad ogniem, aż się zarumieni. Wsadzanie do ognia nie pomaga, bo zostają smugi po dymie.
Przypiekana chałka i bagietka.
Następnie wzięłam oponkę, ale mi spadła z pęsety i zanurzyła się w mokrym wosku. Ech, niezdara ze mnie. Wyłowiłam kółeczko i umieściłam nad ogniem, aby mokry wosk mógł spłynąć. I wtedy rozległo się skwierczenie. Oponka się zaczęła smażyć!
Smażenie w wosku daje nam kilka korzyści. Po pierwsze, kolor rozprowadza się równomiernie (mokry wosk wnika w masę). Po drugie, kolor jest głębszy, sprawia wrażenie, jakby na serio był tam tłuszcz ze smażenia. Po trzecie, kolor pojawia się szybciej, niż przy opalaniu nad ogniem. A jeśli mamy zapachową świeczkę, to doświadczamy również aromaterapii. Ewentualne przypalenia masy dają specyficzny zapach, ale nie uważam, że jest nieprzyjemny. Trochę zbliżony do pieczonego ciasta (w końcu mąka i soda).
Nad czym musiałam uważać? Żeby się nie poparzyć. Ciepło unosi się w linii prostej nad ogniem, więc trzeba trzymać rękę tak, by na nią nie leciało. Staramy się nie dotykać świeżo smażonego jedzenia, bo jest gorące, koniec pęsety zresztą też.
Smażymy na boku ognia, smażenie nad nim daje osad z dymu, smażenie w nim - węgiel.
Ręka szybko się męczy, pęseta coraz częściej wypuszcza smażony obiekt, jak wpadnie do wosku, to nic, wyciągamy i smażymy dalej. Nadmiar wosku zbiera się w wiszącej kropli i wystarczy nią dotknąć o brzeg aluminiowej osłonki, wtedy spłynie. Jak jedzenie spadnie na płomień, może wcisnąć knot w dół i zgasić nam świeczkę ;)
Co ciekawe, trochę wosku zostaje w naszej masie, więc jego kolor może mieć znaczenie. Przystygający wosk może też mieć duży potencjał w imitowaniu mas lukrowych, ale nadal nad tym pracuję.
Jeśli chcemy, aby jedzenie nie wyglądało na smażone, tylko gotowane (jak pierogi, albo kopytka), po prostu moczymy w jasnym wosku i po chwili wycieramy łapkami z nadmiaru.
Surowa bułka i pyzy.
Surowa oponka zmoczona w wosku, pyzy, przypalana bułka, smażona bułka (spalona!), smażona oponka, i smażona oponka moczona w wosku (co ją zmieniło w donuta z czekoladą)
Na koniec wspomnę, że metody nie polecam dzieciom (zwłaszcza, tym samym w domu), a pozostałe osoby dorosłe robią to na własną odpowiedzialność. Jako mała dziewczynka często bawiłam się rozgrzanym woskiem (wylewałam ze świeczki i lepiłam z niego), ale jednak ktoś mnie wtedy pilnował.
Wow, smakowicie to wszystko wygląda! A skoro te pieczywka zrobione są z naturalnych składników, to nic się z nimi nie dzieje po upływie dłuższego czasu?
OdpowiedzUsuńRóżne rzeczy kiedyś robiłam z masy solnej i nie zauważyłam, żeby następowały jakieś widoczne procesy. Wszystko ładnie wysycha, sól raczej nie sprzyja namnażaniu czegokolwiek. W moim cieście dodatkowo wszystko jest przesiąknięte woskiem, który oblepia i ładnie izoluje również od powietrza... Nikt i tak nie będzie tego jadł :)
UsuńA w praktyce... Jeśli zgnije to pewnie o tym kiedyś wspomnę...
ŚWIETNE !!! Pięknie to wygląda !!
OdpowiedzUsuńJakie były proporcje składników tych smakowitości ?? Ja też takie rzeczy najbardziej lubię robić w nocy :/
Ciężko powiedzieć, ale na oko, mąki tyle samo, co soli (około dwie łyżki), sody pół łyżeczki i wody tyle, by była odpowiednia konsystencja. Jeśli nie chcesz wyrastania, to nie dawaj sody. Niektórzy do masy solnej też dodają wikol, albo jakąś szpachlę do tapet, by była bardziej spójna... :)
UsuńMoja sól średnio się nadaje, bo ma duże kryształki i widać je w pieczywie :<
Bardzo dziękuję :)
UsuńŚwietny pomysł z tym opalaniem i na pewno go wypróbuję zamiast malowania. Twoje wypieki wyszły super:)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia!:))
Niezły pomysł z tym woskiem- muszę kiedyś wypróbować na masie solnej, bo na modelinie raczej nie przejdzie. Myślałaś o modelinie jako tworzywie na mini jedzenie? Jeżeli chcesz zobaczyć jak wygląda jedzenie dla lalek zrobione z modeliny, to serdecznie zapraszam do siebie. Pozdrawiam i życzę dalszych sukcesów w tworzeniu miniatur.
OdpowiedzUsuńYay, miło, że wpadłaś :)
UsuńMyślałam o modelinie, co więcej, nawet próbowałam ją utwardzać, ale mam piekarnik bez termoobiegu. Powiem więc o niej tyle - śmiesznie się fajczy, ale jeszcze nie wiem, do czego tego efektu użyć.
Może nawet zaskoczę Cię, ale Twojego bloga podglądałam jeszcze przed tym komentarzem. Lubię tam zaglądać, a Twoje bjd jest moim mistrzem na poprawę humoru ^^
No, ale, łał, osobiste zaproszenie, tego nie można zignorować... :D