wtorek, 26 lutego 2019

Bliżej bądź

Cześć Wszystkim.

Z oczkami mam już dobrze. Zdążyłam w międzyczasie wyzdrowieć i rozchorować się znowu, ale to właśnie proza życia odsunęły mnie regularności w zamieszczaniu tu postów. Wydaje się, że mam obecnie całkiem sporo wolnego czasu, a jednak jest on pożerany przez masę aktywności, każdą związaną z jakąś inną gałęzią moich zainteresowań.

Z jednej z moich ostatnich wizyt u rodziców przywiozłam sobie gitarę. Jest ona całkiem zakurzona i wymaga wymiany strun, jednak nawet w takim stanie posiada ona pewną trudną do okiełznania moc.
Potrafi mnie wyłączyć. Chcesz zająć czymś Nerkę, to daj jej gitarę ;)
Na razie czuję się, jakbym uczyła się chodzić na nowo, mięśnie są jeszcze nie przystosowane, nadgarstek sztywnieje, a opuszki się odgniatają, ale na razie staram się tylko odbudować swoją kondycję, starając się przegrywać stare ćwiczenia. Nie rzucam się na ambitne technicznie utwory, które kiedyś grałam na egzaminach - wiele latami wypracowanych nawyków już się uśpiło i bez wybudzenia ich mogłabym tylko zaszkodzić.
Ale cieszę się, jak głupia, cieszę, bo przecież nie powinnam myśleć o tym, że znowu szukam sobie zastępczego zajęcia, byle tylko nie wziąć się za siebie. Mogę naprawić wszystko, ale nie mnie...

Zanim odzyskałam swój wierny instrument, moje zaangażowanie w lalki trochę przycichło. Wydaje mi się, że kupiłam już wszystkie, które mnie interesują i które są obecne w polskiej sprzedaży. Chwilowo, nie mam, do czego dążyć. Czuję, że stanęłam przed barierą, na którą obecnie nie mam siły. Możliwe, że trochę za bardzo się zaangażowałam i muszę odetchnąć. Mniej więcej na walentynki, robiłam zdjęcia swojej Mizi. Mam opory przed przenoszeniem wszystkiego do domu. Chyba to obawa, że, jak to już zabiorę, to nie będę miała, do czego wracać. Mizia(Midge) i kilka innych zostały więc u rodziców, w moim właściwym pokoju.





Dziś wzięłam oddech i po pewnym ochłonięciu postanowiłam się podzielić z Wami tymi fotkami - w końcu, po to je zrobiłam :)

Pod koniec zimy, nawet w moich lalkach budzą się uczucia. Ileż można siedzieć zaklętym w jednej pozycji i tłumić w sobie pragnienie bliskości? Udawać, że się jest posągiem, nie ważne, jak pięknym, to wciąż zimnym. Myśleć o tym, co by było... Zastanawiać się, czekać, czy działać? Albo, choćby przestać udawać ten posąg.

Mojej Mizi już dawno nie widziałam, więc bardzo się ucieszyłam, mogąc ją znów potrzymać w rękach. Niezależnie od stylizacji, jest dla mnie wyjątkową modelką, która przekupiła mnie swoim niewinnym pyszczkiem i przebiegle atrakcyjną urodą. Przedstawia niezwykle udane odświeżenie postaci dawnej przyjaciółki Barbie.
Moja Midge nie spotkała swojego Alana, albo tak, przynajmniej twierdzi, bo równie dobrze, mogłaby się z nim rozwieść, albo nawet go zakopać, a ja i tak bym jej wierzyła. Marnowałaby się, będąc uwiązana do prawie pięćdziesięcioletniego kawałka plastiku, który oficjalnie znany jest jako jej mąż. Marnowałaby się też, gdyby musiała cały czas być sama ;)


W sesji towarzyszył jej Emett, który widocznie jest tak samo wolnym duchem, jak ona. Nie wiadomo tylko, na jak długo ta wspólna cecha będzie ich trzymać razem.




















Przez cały czas zdawało mi się, że to właśnie Mizia wiedziała, co chce dostać.











A kiedy już zrobiło się wystarczająco gorąco to poszła po rozum do głowy.



I poprosiła o kubeł zimnej wody.

Wody, która ostudziła ich oboje.






Myślicie, że jest zadowolona?