poniedziałek, 16 grudnia 2019

Och-Ach! Zadanie Joyce

Dzisiejszy dzień zaczął się dla Joyce pewnym wyzwaniem. Rano spotkała się z Luną i długo rozmawiały o problemach dręczących ród Summer. Bardzo chciała jej pomóc w ich rozwianiu. Po omówieniu możliwych kroków, z ciężkim sercem wróciła do chatki na parapecie, gdzie mieściła swój mały warsztat alchemiczny. Miała przeczucie, że nie czeka na nią najłatwiejsze rozwiązanie, ale rozsądek podpowiadał, że "właśnie tak trzeba".


O upływie czasu świadczyły tylko ostatnie promienie lata, które mieniły się za oknem beztroską zielenią. Joyce mogła przysiąc, że od jej poprzednich odwiedzin zmienił się tylko krajobraz.

No, może poza jednym...


Joyce: Kim ty jesteś? Co tutaj robisz?
Champion: Dobrze, że się zjawiłaś. Przemiana tylko częściowo się udała. Jestem kotem, ale ciągle chcę jeść trawę... To bardzo niezdrowe dla kotów, aby żyć na samej trawie!
Joyce: Zaraz... Champion?! Ale... Jak?

W tym momencie przez głowę wiedźmy galopowały tysiące myśli, a każda bombardowała jej świadomość nowymi sensacjami. Było ich tak dużo, że nasza narkoplektyczna bohaterka nie była w stanie nawet zemdleć.

Joyce pamiętała, że jej koń, Champion, będzie pilnował chatki podczas nieobecności. Będzie skubał trawkę w ogródku, rżał na żaby i podrzucał grzywą, aby pozdrowić przechodniów. Kompletnie nie pamiętała, by pchał pysk w stronę szkiełek i fiolek mając na celu prowadzenie własnych eksperymentów alchemicznych.

Że po odpowiedniej ilości nieudanych prób, w końcu pojawiają się sukcesy.

I, że towarzysz był na tyle zdeterminowany, by chcieć dla Joyce stać się człowiekiem.

Mogła nawet spodziewać się, że zastosowanie szelaku zamiast koszenili doprowadzi do transformacji w hybrydę międzygatunkową.

Ale, za nic nie pamiętała, by Champion był... Samicą.


Jakby nie patrzeć, musiała mocno zrewidować swoją ocenę sytuacji na temat wierzchowca. Rączy ogierek okazał się smukłą kotołaczką i to niezbyt zadowoloną ze swojego losu.


Następne spostrzeżenie Joyce dotyczyły słów stworzenia. Jest kotem, nie może się dobrze odżywiać, trzeba to odkręcić.

Joyce: Trzeba to odkręcić.

Powiedziała odkrywczo i zabrała się do dzieła.


Joyce: Nie martw się. Zaraz Ci pomogę.
Champion: To dobrze. Strasznie dziwnie się biega, jak nie można usłyszeć własnych kopyt...


Joyce nie bez powodu nie zdecydowała się wcześniej na zastosowanie takiej mikstury u swej towarzyszki. Wiedziała, że tego typu inwazyjne zmiany wiążą się z wieloma konsekwencjami, a występowanie o czyjś ból nie będzie jej równoważyło radości spędzonej z drugą osobą. Nawet nie potrafiłaby z nią beztrosko rozmawiać, wiedząc, co jej musiała zgotować.

Przecież tak było dobrze! - krzyczało coś z tyłu głowy. - Snułam fantazje, ale nigdy nie chciałam tego zniszczyć.


Teraz już część się wydarzyła, ale brak doświadczenia Championa (czy też Championy) spowodował, że jej ciało utknęło pomiędzy dwoma stanami. I teraz wiedźma musiała użyć wszelkiej wiedzy, aby popchnąć sytuację w jedną, czy drugą stronę. Ustalenie receptury nie trwało zbyt długo. Póki jeszcze kotołaczka była w stanie mówić, mogła nakierować Joyce na wcześniej użyty skład. Wystarczyło wprowadzić kilka modyfikacji, aby zmienić działanie.

Joyce: Zrobiłam.

Stwierdziła z determinacją, gdy zamieszała ostatnie składniki. Krytycznie oceniła kolor cieczy, po czym chwyciła butlę wina. Mechanicznie przechyliła ją do ust, przyjęła jeden łyk, po czym zamknęła oczy.
Teraz pora spróbować, czy jej praca nie poszła na marne.


Kocię patrzyło na nią z ufnością, wierząc, że decyzja wiedźmy będzie dla niego dobra. Po przyjędziu zawartości zdobionej chochli powoli po ciele futrzaka zaczęło rozchodzić się mrowienie, a następnie intensywne światło zasłoniło wiedźmie sylwetkę towarzyszki. Joyce mrugała nerwowo, próbując odgonić mroczki sprzed oczu. Ciemna plama nie ustępowała, natomiast zaczęła się wydłużać i po chwili dziewczyna mogła stwierdzić, że jednak patrzy na konia. Żywego, całego i zdrowego.


Joyce mogła odetchnąć z ulgą. Koń parsknął przekornie, zatańczył w miejscu, a potem ruszył w pogoń po ogródku, zwinnie wyplątując się z objęć dziewczyny. Wiedźma spojrzała za nim wesoło, po czym zajęła się następną miksturą.


Jej oczy momentalnie posmutniały, gdy przypomniała sobie, że przyjdzie jej zabić uczucie, za którym zawsze tęskniła. Spojrzała jeszcze raz za okno i zastanowiła się, czemu aura takiej pięknej pogody nie potrafi podziałać na jej nastrój. Czy, jak zmieni się pora roku, to ona to zauważy?

Nic nie mogła poradzić na myśli, które ją dręczyły. Nie pomagały jej w wykonywaniu pracy, więc skupiła się na słuchaniu leniwego bulgotania wydobywającego się z wnętrza garnka. W ten sposób znacznie szybciej jej zleciała produkcja zamówienia.



Wkrótce trzymała w rękach gorącą czarkę z podejrzaną zawartością. Płyn powoli gęstniał, zmieniając się w galaretę. Takiej konsystencji się nie spodziewała, ale najwidoczniej był to drobiazg, którego nie opisano w księdze.

Joyce: Cóż, koniku. Oby moje przeczucia się nie myliły...


Kiedy spotkała się z Luną, było już południe. Starała się uśmiechać i myśleć o tym, że pomogła Championie. Nie o tym, co właśnie zaniosła znajomej.

środa, 11 grudnia 2019

Sesja Icy na ulicy

Cześć.
Pogoda przestała nas już rozpieszczać temperaturami. Zaczynają się chłody i poranne wykwity mrozu na szybach. Tylko mała część mnie może się pogodzić z tym, że czas mija, a pory roku się zmieniają. Ciągle mam wrażenie, jakby lata było dla mnie za mało...

Moja świadomość żyje w harmonii z podświadomością - w nawiązaniu do moich przekonań o przemijaniu, ciało postanowiło się rozchorować i zmusić mnie do nabycia zaległości w różnych sprawach. Teraz już mam trochę więcej siły, więc powoli mogę zacząć je popychać kijem. I nie tylko zaległości z nauki, ale też ze zdawania tutaj relacji z moich lalkowych aktywności.

Tak sobie to życie się toczy, a ja wcale nie zapominam o blogu i ciągle gdzieś z tyłu głowy kotłuje mi się myśl, że powinnam dać jakiś sygnał o sobie. No, to daję.
Aby zdjęcia się nie przedawniły, postanowiłam je wrzucić już dzisiaj, w tym samym dniu, co zostały zrobione. A innym razem będę wrzucać mniej aktualne sprawy...



Szron na liściach. Wracając z biblioteki tylko czekałam na taki pretekst, żeby wyjąć z torebki lalkę i ustawić ją na ziemi. Dawno nie robiłam zdjęć w plenerze, a na chodniku, wśród ludzi, to jeszcze nigdy. Nie było źle, choć podejrzewam, że wśród dzieci przechodzących z rodzicami, to właśnie dzieci patrzyły się na mnie najbardziej  :)

Dzisiaj przedstawiam Wam lalkę, która jest u mnie dość długo, ale przynajmniej kilka miesięcy leżała rozkręcona i czekająca na skończenie. Ponoć się zarzekałam, że z dyńkowych lalek, to właśnie Blythe są najbrzydsze, ale w moim przypadku autosugestia nie zdała egzaminu. Może i jestem świadoma trochę innego kanonu piękna, ale i tak dałam się uwieść przedziwnej fascynacji.

Czas, który spędziła w kawałkach był dla niej obietnicą nowego wcielenia. Wcielenia, do którego zwieńczenia brakuje już tylko delikatnego wyrównania odcienia między plastikiem na buzi, a tym, z tyłu głowy, oraz wkręceniu śrubek. Jak na razie, nie zauważyłam, by chciała się rozpaść mimo braku tych metalowych elementów.

Blythe, a właściwie jej naśladowczyni spod skrzydeł Icy była dla mnie czymś nowym. Nie jestem jej pierwszą właścicielką, ale chyba o to mi chodziło, żeby nie uczyć się na kompletnie świeżym produkcie. Zwłaszcza, że nie szło mi najlepiej:

1. Oczy. Po tym, jak mój men po krótkim instruktarzu z YT zdemontował jej tęczówki, okazało się, że moje nowe chipy są za duże. Niby wszędzie pisało, że do tej lalki rozmiar 14mm jest odpowiedni, a mi nie wchodziło. Długo biłam się z myślami, aż w końcu chwyciłam frezarkę i powiększyłam otwory w gałce ocznej.

(Później znalazłam informację, że właśnie tym rozmiarem chipów różnią się Icy od Blythe i właśnie takie rozwiązanie się zaleca...)


2. Błyszczącą buzię również potraktowałam frezarką, tym razem założyłam silikonową końcówkę. Nie do końca to matowienie wyszło mi równo, ale to udało mi się poprawić polerką do manicure. Przy okazji użycia frezarki delikatnie wyszczupliłam czubek nosa i podniosłam górę ust.

3. Od rozłożenia lalki minęło kilka miesięcy, więc nie pamiętałam, jak powinnam zamontować ponownie mechanizm. Nawet mając przed nosem filmik z poradami, musiałam trzy razy demontować oczy i zakładać ponownie. W trakcie tego zabiegu porysowałam farbę z powiek, więc następnym moim krokiem było zaklejenie elementów taśmą i ponowne malowanie...

4. Przy zakładaniu sprężyny trochę ją obluzowałam, więc podczas używania mechanizmu oczy otwierają się tylko do połowy i później pomagam lalce podnosząc powiekę za rzęsy :D Wiem, że to da się naprawić, ale mi na tym teraz nie zależy.

Ostatecznie jestem zadowolona i wydaje mi się, że całkiem nieźle mi poszło.
A... Chciałam się pochwalić, że lalka jest również wyposażona w brwi, tylko akurat na zdjęciach są zasłonięte grzywką. I ubranko też jej szyłam. Za to skarpetki i buty są od Shibajuku :)







 Tak się łapie wilka!



 Robienie zdjęć przy zachodzie jest ciekawe, zwłaszcza, jak się wybierze miejsce przy ulicy. Raz były samochody i zasłaniały światło, a rat nie... ;)


Do następnego razu!

niedziela, 3 listopada 2019

Księżniczki z serii Ralph-Demolka

Witajcie.
Tym razem wrzucam lalki, odnośnie których ogarnął mnie popłoch - byłam przekonana, że nasz kraj ominie ich dostępność i całkowicie dałam się zaskoczyć informacją o ich obecności w sklepach! Nie miałam czasu na przygotowanie się, czy rozplanowanie wydatków. Czułam się tym bardzo przytłoczona, bo musiałam je mieć już, natychmiast.

Na szczęście mogłam sobie pozwolić na lekką zmianę priorytetów :).
Gdy już udało się wyczekać koniec zajęć, ruszyłam zostawiając po sobie kurz i mgliste wspomnienie własnej obecności - sama już prawie znajdowałam się w markecie i szukałam najlepszej wersji tego dwupaku ;)

(Dla spragnionych i ciekawskich informuję, że w drugiej połowie wpisu będzie trochę golizny.)


Jakiś czas temu zdałam sobie sprawę, że postacie o proporcjach nieco mniej realistycznych niż Barbie bardzo mi się podobają. Mówię o tworach takich jak Descendants, MGa, czy choćby moja hybrydkowa Roszpunka. Pojawienie się artykułowanych księżniczek Disneya (no już trudno, że współczesnych) było dla mnie dość sprzyjającą okolicznością.

Ze względu na to, że lalki sprzedawane są w dwupakach, nie było łatwo wybrać. Każda księżniczka, która mnie intrygowała, była w parze z taką z trochę mniej udanym projektem. Na razie trafiło na Annę i Elsę, ale z pewnością będę polować na Roszpunkę, Meridę, Pocahontas... Jednak po otwarciu swojego pudełka zrozumiałam, że z następnymi zakupami lepiej poczekać - nie są one warte swojej obecnej ceny (w dniu zakupów 120zł, regularna cena w sklepach to teraz ~150zł).

Są zrobione możliwie tanio. Największym rozczarowaniem była skóra Elsy o lekko różowym zabarwieniu. Nawet w dotyku ta główka nie różni się od gumy chińskich podróbek.

Nawet znalazłam łysinę pod warkoczem. Niby nie jest to miejsce bardzo istotne, przy prezentowaniu się lalki, ale jakbym chciała bardziej narzekać, to mam powód. Dodatkowo, włosy są słabej jakości, mają tendencję do kołtunienia i wątpię, by ładnie się regenerowały we wrzątku.

Drugim oszczędzającym zabiegiem jest wykonanie ubranek. O ile na ciekawy wygląd projektu nie można narzekać, to nie ulega wątpliwości próba zaoszczędzenia. W każdym dwupaku jedna lalka jest ciekawie ubrana, a druga ma długą bluzkę + leginsy, według tego samego wykroju. Oprócz tego, dodatki rozdzielone miedzy księżniczki dublują się.



 Co mnie nie zdziwiło po piratce z Następców, kraciasta koszula Anny jest zszyta z czarną bluzką.


Następnym (i najbardziej irytującym) mankamentem jest projekt ciałka. Nie miałam wielkich nadziei, ale spodziewałam się, że jego możliwości będą chociaż przyzwoite. Tymczasem Hasbro zmarnowało siły na projekt nowego ciałka, z nowym stawem łokciowym wymagającego jakiegośtam dodatkowego etapu na hali produkcyjnej, tylko po to, żeby ten łokieć ledwo się zginał.

 No patrzcie, jak wiele obiecuje ten staw kulkowy!

A oto wyżyny jego możliwości...

 Same ubranka całkiem fajnie się sprawdzają na lalkach z innych serii o podobnych proporcjach. Jest nawet sporo możliwości, jeśli chodzi o podmienianie butów.





 Jeśli chodzi o porównanie z pierwowzorami postaci, to jest spora rozbieżność. Współczesna Elsa podoba mi się mało, ale jest to spowodowane skumulowaniem się elementów jakości wykonania. Na tym zdjęciu mocno rzuca się w oczy płaskość malunku oczu.

 Za to przy Ankach Ralphowa wersja wygląda na bardziej żywą i sympatyczną. Po prostu ma o wiele bardziej udaną buźkę niż Elsa. Nawet ten przygaszony kolor włosów wydaje mi się świetnym smaczkiem.

 Jako, że są to dość świeże lalki na rynku, pokusiłam się na to, żeby je rozebrać, porównać i podzielić się wrażeniami. Na fotkach porównawczych brakuje ciałka EAH, bo nie miałam takiego pod ręką, ale zapewniam, że jest ono smuklejsze od Ralphówien. 

Od lewej mamy: Elsa Ralph, Jane Descendants, Camryn MC2 i Silvi Timberwolf MH (wersja reboot).



 Na tym zdjęciu widać, jak bardzo Elsa jest w tyle ze swoimi możliwościami.

 Przy kolanach też jest w tyle, ale jeszcze nie wygląda to źle.


A teraz ostatni smaczek, czyli Anka w sukience MC2. Strasznie spodobało mi się to połączenie, więc zrobiłam kilka zdjęć.

 


I to wszystko na dziś. Jestem ciekawa, co sądzicie o tej serii i czy ktoś jeszcze zaprosił jej przedstawicielki do siebie. 

Pozdrawiam :)

środa, 16 października 2019

Och-Ach! Narada

Siemaneczko!

Dawno światło internetu nie docierało do poczynań moich szczególnych podopiecznych - przedstawicielek klanu Summer. Dziewczęta zaliczyły w międzyczasie przeprowadzkę. Starają się kamuflować swoje postępy, aby inne rodziny nie były zazdrosne. Jednak bardzo im zależy na przyszłości rodu, zwłaszcza, że na horyzoncie zauważono pewną niepokojącą sprawę. Postanowiły przeprowadzić naradę. Spotkanie prowadziła Luna, czyli najstarsza z sióstr (to ta ubrana na czarno. Czerwone pasemko to Sol, bez pasemka nie ma imienia -lol- a mold lea ma na imię Lea).

Luna: Witajcie serdecznie na pierwszej naradzie Summer w tym roku. Cieszę się widząc was w dobrym zdrowiu. Jak pewnie się domyślacie, nasze spotkanie jest konieczne i mamy tu do ustalenia kilka ważnych kwestii.
Sol: Pierwsza kwestia! Czy nasza tajna diorama ma już system zabezpieczeń?
Luna: Pracuję nad tym, ale przydałby mi się ktoś do pomocy.
Sol: A Blaine nie może? Sama mówiłaś, że im będziemy lepiej zaopatrzeni, tym bardziej będziemy narażeni na różne straty. Skoro obecnie mamy lepszą bazę niż Brygada Bezpieczeństwa, to ktoś może się nami zainteresować, Monster High, Wielkogłowe, Mroczne Bractwo..?

Luna: Monster High i Wielkogłowe są pokojowo nastawione i mieszkają w witrynie. Nie pokuszą się na naszą bazę. Mroczne Bractwo, niestety zawsze podąża za Winylowym Orszakiem i nazbyt się wszystkkim interesuje...
Sol: A jak idą przygotowania do zimy? Mamy już kuchnię?

Luna: Nie. Priorytetem jest wybudowanie porządnych drzwi, żeby Bractwo nie wparowało nam do salonu.

Sol: Lea, nie chowaj ręki. Wiemy, że masz tam pierścionek.
Lea: Och, naprawdę?
Sol: Tak, przecież pamiętamy, że Blaine ofiarował tobie ciało na przeszczep już z pierścionkiem na palcu. Zaraz... chyba nie potraktowaliście tego jak zaręczyny?
Lea: Właściwie to nie rozmawialiśmy o tym...
Luna: Zabawna sprawa. Nadal nie jesteśmy pewne waszego stopnia pokrewieństwa.

[puk, puk...] 

Druga Summer: Słyszałyście to?
Sol: To chyba przy wejściu.

Druga Summer: A właściwie, na jakim stopniu zaawansowania są już te drzwi?


Luna: No... Stoją.

[Puk. Puk]
Głos 1: Otwórzcie! Kolędnicy!
Głos 2: Jest jeszcze jesień, ale kolędujemy na zapas!


[PUK! PUK!]

Siostry razem: Ech...


GG1: Dzień dobry, czy macie czas aby porozmawiać o naszym stwórcy, Mattelu?


Lea: Nie.
Luna: Zdecydowanie nie!


GG1: To dla was szansa, aby się nawrócić!
GG2: I złożyć nam pokło... Znaczy dostąpić odkupienia!

Sol: Odejdźcie, póki nie szkoda nam świecznika.

Luna: Uff, chyba poszły. Na czym my to..?

Lea: Więc teraz mówicie, że jednak jestem spokrewniona z Blainem?

Luna: Cóż. On jest naszym bratem. Ty jesteś kuzynką... Nie wiemy, w której linii, bo nie znamy wszystkich swoich sióstr i co kilka miesięcy jakaś nowa się znajduje. Nie mamy żadnych dowodów, zapisków, wspomnień. To najbezpieczniejsze założenie.



Lea: A wcześniej wam to nie przeszkadzało?
Sol: Nasza ocena była zbyt prędka.
Luna: Same byłyśmy oszołomione sytuacją...
Druga Summer: Leuś, uspokój się.

Lea: Wcale nie chcę należeć do takiego klanu! Wasza organizacja to chaos, od samego początku nie mamy ani kuchni ani łazienki! Dajcie mi spokój, ja stąd wychodzę.
GG3: Dołącz do nas....
 Sol: No i zwiewa.

Luna: Całe szczęście jeszcze nie zamontowałam klamki...

Lea: Nawet nie mają tu klamki!