piątek, 29 maja 2020

Krótka naprawa

Jakiś czas temu, kiedy przekładałam lalki w witrynie, wzięłam do ręki Zarinę i stwierdziłam, że lepiej by wyglądała na innym ciałku. No i może wreszcie bym jej zrobiła reroot. W każdym razie, decyzja o dekapitacji została podjęta i Zarina czeka na swoje lepsze jutro. Efektem ubocznym był uraz szyi, z którym musiałam się zmierzyć.
Prawdę mówiąc, nie sięgnęłam po jakieś cudowne metody z żywicą UV (ale słyszałam, że się świetnie sprawdza). Wywierciłam dwa otwory w szyi, przez które przeprowadziłam odpowiednio skrócony gwoździk mający zastąpić wcześniej wyłamany, plastikowy bolec. Nie wygląda to bardzo estetycznie, ponieważ nie miałam odpowiednio cienkiego wiertła (znaczy, miałam, ale mocowanie nie pasowało do mojej frezarki). Główkę gwoździa podpiłowałam metalowym pilnikiem, resztę zabezpieczyłam kropelką, ale wydaje mi się, że raczej i tak samo nie wypadnie.
W pewnym kloniku, zamiast metalowego gwoździa, użyłam zwykłej wykałaczki, nie dałam żadnej kropelki i... Trzyma się. Nawet głowę zmieniałam i drewno nie puściło :D


Szyja po mojej radosnej naprawie wygląda teraz tak.


Tu od góry trochę widać, jak przechodzi gwóźdź przez środek.


Ciało wróciło do swej pierwotnej rezydentki, czyli C.A. Cupid. Biedna lalka, kiedyś kupiłam ją tylko i wyłącznie do zrobienia Zariny, a teraz, po wielu latach tułaczki, wreszcie może dumnie stanąć wśród innych lalek...


Ślady mojej naprawy są widoczne dopiero, kiedy lalce ustawi się głowę maksymalnie w górę. Nie jest to zbyt naturalna pozycja, więc podczas normalnego użytkowania nie będę narażona na częste doświadczanie tego "defektu kosmetycznego".



Jedyna obawa dotyczy tego, czy kiedyś ten gwoździk nie zacznie rdzewieć i nie spowoduje przebarwień u główki. No, ale czas pokaże i może zdążę odpowiednio zareagować...


Mimo ostrego słońca, zdecydowałam się wyprowadzić Cupid na krótki spacer. Skoro musiała już zwiedzić piwnicę, to czemu by jej nie zabrać na dwór, zanim ją wsadzę do szafki?





Tak prawdę mówiąc, nie spodziewałam się, że kiedyś ją zrekonstruuję i będę chciała zatrzymać. Pisałam kiedyś, że nie lubię ani lalek z grzywkami, ani buziek EAH, bo są zbyt okrągłe i napuszone... A jednak, właśnie ta grzywka zasłania brwi na tyle mocno, że buzia Cupid wygląda całkiem sympatycznie.






I na koniec: z tyłu widać tylko tyle gwoździa! :)

Pozdrawiam.

wtorek, 12 maja 2020

Lonnienka z okienka

Czas leci i leci, a ja nie mam siły, by wrzucać tu zdjęcia. Chyba przytłacza mnie ich ilość, powtarzalne czynności i poczucie zagubienia, bo już nie wiem, co wrzuciłam, a czego nie. Albo, które lalki nie doczekały się żadnej sesji.

Dzisiaj, po wielu dniach spędzonych w czyśćcu komputerowym, zaprezentuje się Lonnie z serii Descendants. Mało tu uwagi poświęcam tym lalkom, mimo, że bardzo je lubię, a ich ciałka stanowią świetną bazę dla większości główek od Hasbro. Kiedyś myślałam, że lale z Ralpha Demolki będą tym moim bajkowym ideałem: lekko nierealistyczne proporcje + artykułowane ciałka, no, ale po rozpakowaniu takiej lalki okazało się, że jej artykulacja to atrapa. Nadal nie rozumiem celu robienia stawów, które tylko wyglądają, jak stawy, ale się nie ruszają... No cóż. w każdym razie, Descentki jeszcze nie zostały zdetronizowane przez żadną linię.

Lonnie trafiła do mnie w stanie średnio udanym. Wypatrzyłam ją na jednym ze stoisk, podczas kiermaszu, na który wyciągnęła mnie Naomiaoi. Lalka była rozczochrana, a jedyne jej odzienie stanowiła niebieska sukienka. Resztę musiałam dołożyć sama, skupiając się na nowej wizji.

Zdjęcia zrobiłam jak był ten mało widowiskowy etap wiosny - nie było sensu wychodzić do ogródka, który wyglądał właściwie tak samo, jak w zimie. Za to skorzystałam z otwartego okna.













No i tyla. Papaty :)