czwartek, 31 stycznia 2019

Kim po spa


Jak się odgrażałam, tak i zrobiłam: moja Kim już ma zlikwidowany kołtun, dostała nawet sukieneczkę na zmianę stylizacji (jej właścicielka, którą kupiłam używaną, obecnie jest w średnim stanie).

Jakiś czas temu dorwałam nowy wzór okleiny. Zauroczyły mnie te kwiatki i postanowiłam wykorzystać kolejną wolną ściankę, by prezentowała obecną tapetę. Podłogę zabrałam z mojej dioramy i cała konstrukcja do zdjęć mieściła się na stoliczku kawowym, oparta o monitor :D

Wciąż jest mi cieżko zrozumieć, że mam ferie. Przydarzyły się akurat wtedy, kiedy jednak miałam znacznie więcej zapału do tematyki moich zajęć i boję się, że mi przejdzie, jak już minie wolny czas. Jestem bardzo leniwą osobą, która wiecznie odczuwa wyrzuty sumienia, że coś zaniedbuje, więc jak już mam na coś ochotę, to nie mogę tego marnować.  Obecnie czuję coś podobnego do zwątpienia  - dla mnie ta zima trwa już za długo.

W dodatku złapało mnie przeziębienie i choć najgorsze juz mam za sobą, to paskudztwo tym razem uderzyło w oczy. Serio, bolą mnie, sprawiają wrażenie przesuszonych, ale nie są zaczerwienione, ani nic. Korzystanie z komputera ograniczam do minimum, dlatego musicie mi wybaczyć moją chwilowo zmniejszoną aktywność na blogu.

W kolekcji wciąż się coś dzieje. Dotarła do mnie ostatnio kolejna Playline, ale na najbliższy czas postaram się nic nie kupować - co mi po tak szalonej liczbie lalek, skoro osobniczki zrobione tak, bym była zadowolona można policzyć na palcach? Może powinnam bardziej zadbać o infrastrukturę dostępną dla moich rezydentek? W końcu, taki miałam pierwotnie plan - kilka wychuchanych lalek i wszystko dla nich! Nie umiem powiedzieć, jak to się stało, że ani nie opracowałam sposobu realizacji tych założeń ani nawet nie zorientowałam się, kiedy przekroczyłam pierwszą dziesiątkę...















A na koniec zdjęcie kolczyka z cudownej pary, którą dostałam od swojego Lubego na urodziny... Dwa lata temu. Papużka jest wykonana przez jego własne, zdolne rączki. Nie było to dla niego techniczne wyzwanie, bo na co dzień zajmuje się dłubaniem takich drobiazgów. Ponoć miał problem z samym pomysłem, ale tę sprawę mu nieświadomie ułatwiłam, wysyłając pewien rozczulający filmik znaleziony w sieci...

Oba kolczyki leżą schowane w bezpiecznym miejscu i nie zakładam ich na byle okazje :)






No i filmik na ogrzanie serducha. Pozdrawiam :)

piątek, 18 stycznia 2019

Musican Barbie

Cześć. Tym razem post będzie trochę dłuższy, ponieważ mam do zaprezentowania nieco więcej zdjęć. Na samym wstępie ostrzegam, że będzie również nagość, więc jeśli ktoś jest wrażliwy na widok plastikowych cycków, będzie tę notkę mógł oglądać tylko do pewnego momentu. Spokojnie, ostrzegę, kiedy się zacznie :D

Owa lalka przyszła do mnie pod koniec zeszłego tygodnia. Długo już miałam ją w planach, jednak z miesiąca na miesiąc odnajdywałam ją w sklepie i stwierdzałam, że kupie później. Kiedy sobie uświadomiłam, że moje zachowanie się powtarza, postanowiłam, że muszę zredukować czas poświęcany na głupoty (w tym wypadku oglądanie w sieci zdjęć tej konkretnej lalki) i kliknęłam magiczne "kup teraz". Obecnie mogę ją macać na żywo i tak oto nadal marnuję swój czas, jednak wynoszę z tego więcej radochy... ;)


Jest to Barbie Musican w wersji AA. W sprzedaży jest dostępna również jasnoskóra Barbie z moldem Millie, która posiada dokładnie taki sam strój, oraz dodatki. Nie mam problemu z Millie (Ile jest to milsze od Generation Girl!), ale, jeśli mam do wyboru inną ciekawą buzię, to sięgnę właśnie po nią, bo Millie jest łatwa do znalezienia w wielu innych odsłonach.

Moja muzyczka jest dumną przedstawicielką moldu Kim, a jej kolor skóry jest niemal identyczny z kolorem ciałka od MTM Kim (seria yoga floral).
Ubrana jest znacznie skromniej, niż lalki z serii fashionistas, jednak wciąż jest to ciekawy strój i, co najważniejsze, nie pluje różem.
Akcentem kolorystycznym są czerwone słuchawki korespondujące z bransoletką.


Ostatnim elementem tego outfitu są sznurowane buty z wmoldowanymi ćwiekami. Takie same buty ma fashionistka Daya z długimi włosami. Nie jest dziwne, że Mattel powtarza te same formy, ale dla mnie ciekawe było to, że fashionistka była na plaskich stopach, a muzyczce takie buty wcisnęli na stópki "do obcasów". Ale widać, da się i nawet na takiej nodze te buty lepiej wyglądają.

 


 W zestawie lalka została wyposażona w biurko na keyboard, zintegrowane ze stojakiem na nuty, oraz statywem na mikrofon z membraną likwidującą szumy podczas nagrywania (nie mam doświadczenia z mikrofonami, ale wydaje mi się, że to tego to służy). W zestawie jest również siedzisko (moje się rozpada), gitara, butelka "z wodą", oraz kartonowy arkusz z nutami.







Gitara na pierwszy rzut oka, wygląda dobrze, jednak doświadczony muzyk szybko odgadnie, co właściwie z nią jest nie tak. I nie chodzi o struny wprasowane w gryf. Ani o to, że w gitarze "akustycznej" sam gryf jest długości jak u gitary klasycznej.

Nie chodzi również o fakt, że pudło rezonansowe nie ma tylnej ściany!


Konkretną wadę widać dopiero tutaj. Jest to cecha, na którą zawsze zwracałam uwagę, biorąc jakąkolwiek gitarę do ręki (a mając za sobą dyplom szkoły muzycznej z tego instrumentu, to trochę gitar w ręce miałam...). Wiedzcie, że z gitarą robi się źle, kiedy gryf się wykrzywia do przodu i w widoku z profilu zamiast linii prostej tworzy się łuk. Ma to związek najczęściej z wilgocią w pomieszczeniu, ale również ze zbyt mocnym naciągnięciem strun. Często jednym i drugim.

Często też gitary w ten sposób świrują, jeśli do klasycznej założy się metalowe struny (przeznaczone dla akustyka), które wymagają znacznie mocniejszego naciągu. Jeśli nie odklei się wcześniej stopka, to właśnie gryf po jakimś czasie się podda i wygnie. A jeśli jest wygięty, to struny bardziej odstają i mniej wygodnie się je dociska. Dlatego warto pamiętać, że każdy typ gitary ma również przeznaczone dla siebie struny i lepiej się trzymać tego schematu. ;)

No, ale skoro Barbie chciała stworzyć hybrydę o oryginalnej barwie dźwięku, to musi się teraz męczyć ze skutkami... ;)



Wracając do lalki. Sam zestaw, oraz ciałko na tyle mnie zaintrygowało, że jak się przymierzałam do jej kupna, to absolutnie nie obchodziło mnie, czy ta lalka ma jakieś włosy. Mogłaby być dla mnie nawet łysa, a i tak by do mnie przyjechała. O fakcie istnienia włosów przypomniałam sobie dopiero, jak ją wyciągałam z pudełka, kiedy musiałam odczepić przytrzymujące je gumki.

No więc, miło było się dowiedzieć, że lalka MA włosy i nawet są one dość długie. Po chwili zastanowienia spojrzałam na zdjęcie promocyjne z kartonika i ucieszyłam się, że nie nastawiałam się na taki sam wygląd, bo bym była bardzo mocno podłamana.


Bo widzicie, producent obiecywał włosy, jak u Chandry i nawet mocniej niż u niej przejechał się na realizacji...
To, co lalka ma na głowie to nawet nie jest poplątanymi lokami, to jest jeden, regularny dred, zbity w całość. Czegoś tak skrajnego jeszcze nigdy nie spotkałam, a przecież narzekam na jakość już długo i regularnie, więc uważam, że w znajdowaniu wadliwych drobiazgów jestem dość dobra.  ;)





Po lewej Chandra Fashionistas z lokami w stanie "pudełkowym", po prawej "pudełkowy" dred Musican Barbie


Martwi mnie jednak inna tendencja, która pojawia się w playline. Jest to trzecia zakupiona lalka w ostatnim czasie, która nie jest ani MTM, ani fashionistką i każda z nich ma ten sam mankament. Nie wiem, jak teraz główki są mocowane, ale znowu pojawia się u nich ograniczenie ruchu. Główka odwraca się na boki, nawet trochę do przodu i tyłu(lub góra-dół), jednak, kiedy spogląda przed siebie, to musi być zadarta w górę. Jest to na tyle irytujacy zabieg, że zwykle do zdjęć lalka wygląda najlepiej, kiedy główkę ma skierowaną do dołu. W dwóch poprzednich przypadkach wydawało mi się, że to tylko takie niedopatrzenie, ale przy trzeciej lalce śmiem twierdzić, że to świadomie wprowadzona zmiana i widocznie tak jest taniej dla Mattela.

Poniżej są zestawione moje trzy lalki z moldem Kim, każda przedstawiające jakieś inne wydanie. Jest to ostatnie zdjęcie przed goliznami, więc ostrzegam, że dalej mogą oglądać już tylko najbardziej ciekawscy i rządni wiedzy oraz rozpustni wśród Czytelników ;)


Od lewej: Chandra Fashionistas, Musican Kim, Made To Move Kim

Od lewej: Fashionistas nr. 72, Musican Kim, Made To Move Kim

Ciałko Barbie Musican było tym, co najbardziej mnie przekonywało do zakupu. Po obserwacji zdjęć promocyjnych słusznie oszacowałam, że lalka jest całkiem nieźle artykułowana, ale dłonie ma od starszego modelu fashionistas, a nie od obecnego MTM. Było to dla mnie na tyle interesujące, że postanowiłam ją rozebrać w towarzystwie, aby porównać.


Ogólna rzeźba ciałka jest modyfikacją obecnego ciałka oryginal, jednak z wprowadzonymi punktami artykulacji.


Nawet ramiona są wzorowane na współczesnym oryginal...


Jednak od łokci zastosowano odlewy z artykułowanych fashionistek(całkiem niedawno stosowane jeszcze w seriach Barbie Style i Glam Night - gdzie te drugie już miały sztywne nogi).


Artykulacja również została na poziomie starszych fashionistek (należy pamiętać, że oba przedstawione ciałka nie mają artykulacji pod biustem).

Od lewej: Fashionistas Cluth(zmieniona główka), Musican Kim, MTM Kim

Ostatnie zdjęcia pokazują w skrócie możliwości artykulacyjne tych trzech ciałek: maksymalne zgięcia u rąk i nóg.



Kiedy już lalki sobie niecnie pooglądałam, wszystkie dostały spowrotem ubranka i wróciły do swoich kryjówek.

Pozdrawiam :)


piątek, 11 stycznia 2019

Daya w styczniowej prozie

Cześć. Na dzisiaj mam trochę więcej zdjęć.
Pora przejściowa jest dla mnie dość łaskawa, jeśli chodzi o dostęp światła. Jako, że mam okna tylko od zachodniej strony, to nigdy nie będzie z tym idealnie, ale staram się tym za bardzo nie martwić.

Co poza tym? Samo życie. Lalki przyjeżdżają, chociaż miałam trochę z nimi przystopować, to wciąż pojawia się model, który "muszę już mieć". Tym bardziej, że później pewnie nie będzie. A ciężko oszacować, których Barbie zabraknie w sklepie szybciej...

Ostatnio odkryłam, że na przykład mtm piłkarki z moldem Kassandra już nie ma dostępnej. A szkoda, bo ochotniczek na przeszczep ciałka w takim kolorze Mattel serwuje wciąż dużo. Tak więc, jadę na ostatkach i stwierdziłam, że Blorange (nazywana często J.Lo) nie satysfakcjonuje mnie aż tak i poświęciłam ją dla innej fashionistki - Dayi.


 Daya jest jednym z nowych moldów, za którym szaleję. Pojawił się już w kilku odsłonach, ale jedna wersja, na którą nie mogę trafić w sklepach (nr 87). Pisałam już o tej swojej tęsknocie i chyba faktycznie nie wytrzymam i ją zamówię z zagranicy...












Nie jest to jedyna panienka o tym pyszczku, którą upolowałam. Jak wiecie, lubię skrajności w odsłonach między przedstawicielkami tego samego moldu. Gdy zobaczyłam zdjęcie promocyjne w sieci, już doskonale wiedziałam, na co polować.



 Zdjęcie promocyjne



Jest to przedstawicielka taniej linii playline You Can Be Anything. Nigdy wcześniej nie celowałam w przedstawicielki tego pokroju. Przede wszystkim interesowały mnie lalki z linii poświęconych modzie, ponieważ tam mogłam trafić albo na bardzo ładne buzie, albo fajne ciuchy.



 Z cichej przewrotności przebrałam ją w ubranko od Dayi prezentowanej wcześniej. :)



Bardzo się cieszę, że do mnie przyjechała i nawet nie posiada wad w makijażu, o których pisałam niedawno przy Carnaval świątecznej. Z główki jestem bardzo zadowolona i mam w planach zrobić przeszczep. Jak się uda, to poświęcę jej jeszcze czas.




A na koniec obie lalki razem. Pozdrawiam!