wtorek, 3 marca 2015

Złoto, złoto, złoto...

Żyję. Weekend był dla mnie tak intensywny, że nie miałam czasu na nic. Tak to bywa, gdy zajęcia nakładają się z koncertem, a z rana już kolejne zajęcia... W związku ze zmęczeniem, pamiętam niewiele. Właściwie to tyle, że było fajnie. I, że było dużo angielskiego. Może kiedyś nawet będę umiała się posługiwać tym językiem... Boję się go jak szalona. Mojego sposobu wymowy (że kiepski akcent, albo "r" zbyt wibrujące, albo, że za bardzo próbuję je zmiękczać). Dobór słów i konstrukcja zdań to już inna kategoria. Ale chyba ogólnie, boję się, że ktoś, zamiast słuchać, co mam do powiedzenia, będzie oceniał dykcję...

Dziś było pochmurnie, a po południu nawet spadł śnieg. Jak na złość, akurat, kiedy chciałam zrobić kilka zdjęć. Dlatego będzie ich mało, oraz dennej jakości.

Kiedyś pewnie będę mądrzejsza i bardziej doświadczona. Wtedy, ze znacznie większym bagażem wiedzy, powtórzę taką sesję i wyjdzie mi dobrze.

Przed Państwem Barbie z serii The Museum Collection.

Lalka jest swoistym hołdem dla twórczości Gustava Klimta. Ubrano ją w zwiewną sukienkę i przedstawiono na wzór Adeli Bloch-Bauer z portretu z 1907r. Pod linkiem można znaleźć bardzo dokładne zbliżenia na obraz (aż widać fakturę farby i złoceń).


A to było źródło inspiracji malarza, by do swojej twórczości wprowadzić złoto i geometrycze detale na ubraniach postaci. Można by nawet pójść o krok dalej i w lalce Mattela dopatrywać się nie tylko malarstwa secesyjnego, ale również fresków i mozajek z bizantyjskiej Rowenny. Źródło.


Kolaż prezentujący lalki z serii, oraz ich malarskie pierwowzory. Źródło.

 To miał być krótki wpis, kilka słabych zdjęć i przedstawienie lalki. Jednak nie jest to takie proste, gdyż reprezentuje ona nie tylko kawałek kolorowo odzianego plastiku, ale przede wszystkim twórczość obecnie najbardziej docenianego malarza Europy. Ponoć w muzeach sprzedaje się najwięcej jego kolorowych reprodukcji, a sam oryginalny portret Adeli Bloch-Bauer został nabyty za 135 mln dolarów.

Malarstwo Klimta było bardzo zróżnicowane, podzielone na kilka etapów. Z początku jego dzieła powalały fotograficzną dokładnością, zyskiwał uznanie w kręgach akademickich. Ale w pewnym momencie zaczął wychodzić poza klasycystyczne normy, między symbole wplatał przesłania, które sugerowały światu, że zmierza w złym kierunku. Choćby taka Medycyna(1900-1901), gdzie ukazano bezradność tej nauki wobec ogromu chorób. Obrazy również kipiały zmysłowością, a erotyzm przedstawianych przez Klimta postaci powodował powszechne zgorszenie. Owszem, malowano wcześniej akty, ale każdy z nich miał jakieś uzasadnienie. Jak chociaż Afrodyta wynurzająca się z morskiej piany. Albo wiele innych scen religijnych i mitologicznych. Wcale nie uważano, że wtedy ludzie latali bez ubrań. Były to zwykłe preteksty do malowania nagości, przykrywka dla zboczeń wielce szanowanych (bo zgodnych z kanonem) artystów. A Klimt nie ukrywał, że lubi przedstawiać gołe ciało. Malował nagość dla nagości. Erotyzm dla erotyzmu. Walczył z obłudą. Wzniecał nowy skandal za pierwszym. Na kolejne zgorszenia odpowiadał coraz bardziej prowokacyjnie. Przedstawił to, czego krytycy tak naprawdę się bali -  nagą pannę rudą tak samo na górze, jak i na dole, stojącą przed widzem i zmuszającą go do konfrontacji. Wywołującą u niego całkiem naturalne podniecenie, a jednocześnie dziką nienawiść. Oraz gołe pośladki o tytule "Dla Moich Krytyków"(obraz zawierał również inne elementy, a potem nawet go przezwano na "Złotą Rybkę"). Albo portrety masturbujących się w jego pracowni modelek.
Aż się przyzwyczaili. Aż zaakceptowali. Aż go docenili...

Mógł sobie pozwolić na takie zagrania, bo był mistrzem w swej technice i miał rzeszę bogatych klientów, którzy sponsorowali mu życie, w zamian za portrety. Adela była żoną jednego z takich ludzi. Większość z nich to byli przedsiębiorcy o żydowskim pochodzeniu. Swoją drogą, nabywca portretu Adeli jest również żydowskim działaczem społecznym. A obraz kupił w 2006 roku... Historia ładnie zatacza koło...
A tu moja Adela. Projektanci Mattela bardzo sprytnie zinterpretowali strój z portretu. Stworzyli zwiewną, secesyjną kreację. Ubranie jest ładnie uszyte, z dobrych materiałów, w moim egzemplarzu nie znalazłam żadnych wtop. Biżuteria jest zgodna (choć nie tak dokładna) z obrazem Klimta.

Ciało jest charakterystyczne dla całej serii - model muse z artykułowanymi rękami.

Lalkę przedstawiono za pomocą moldu Aphrodite(2008), patrząc na buźkę należy pamiętać, gdyż jest to inspiracja, a nie odwzorowanie. Widać to chociażby po tym, że Mattel musiał twarz swojej lalki upiększyć. Adela z portretu nie jest tak ładna. Zewnętrzne końce brwi zapadają się, a powieki są opadnięte, sprawiając wrażenie, że modelka była senna. Tymczasem lalka jest pełna energii, a jej makijaż (Adela go nie miała!) jest idealny w każdym miejscu.

Jedyne, czego się przyczepię, to włosy. Na zdjęciach promocyjnych przedstawiały artystyczną szopę. Po wyjęciu z pudełka z pewnością artystyczne nie były. A po wrzątkowaniu nadal są splątane między sobą. W dodatku tył głowy zaczyna się tłuścić. No, i fryzura... Wiem, że to inspiracja, ale skoro tak ładnie odtworzyli tyle elementów, to mogliby i tego dopilnować.

Bowiem pani Adela miała wtedy na głowie koczek - cebulkę. Jak wszystkie porządne panie w tamtych czasach...

Byłaby różnica...

5 komentarzy:

  1. Wiem, jak się fotografowało w tamtych czasach, ale Pani Adela wygląda na fotce nieco... derpowato... Nie, żebym się kobity czepiała, ale mam wrażenie, że nadal czeka na tego "ptaszka", co miał wylecieć z obiektywu.
    Ad rem- gdy dostałam swoją Klimtkę, a znaleziono ją w lumpie, to miała włosy związane właśnie w taki koczek. Myślałam wtedy, że to myśl techniczna, jakiejś domorosłej fryzjerki i, oczywiście, długo i mozolnie "naprawiałam" fryzurę. A teraz się dowiaduję, że tak kazała historia...
    Idę się wybatożyć marchwią ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. A mnie właśnie podobają się te senne oczy i wyraz twarzy znudzony, ale na granicy zniecierpliwienia. Lalka bardziej podobna do oryginału straciłaby na urodzie, ale za to byłaby bardziej kolekcjonerska ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach, marzę o tej Klimcicy, odkąd się dowiedziałam, że jeden Królik wyczaił ją za grosze w lumpeksie <3
    A drepowatość modelki odpowiada chyba ówczesnym kanonom urody - wydaje mi się panie z tych secesyjnych zdjęć zazwyczaj mają takie ociężałe spojrzenia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I chciałam jeszcze powiedzieć, że żadna z pozostałych lalek tej serii nie jest nawet w połowie tak ładna, jak ta. Śliczności. <333

      Usuń
  4. niektóre foty - jakbym widziała Alexis z "Dynastii" -
    inne - już ze swojskiego poletka - Edytę Górniak -
    co nie zmienia faktu, iż panienka mi się po prostu
    podoba - choć taką "ładną inaczej" - tj. mocno
    zbliżoną do oryginału - też bym nie wzgardziła :)

    OdpowiedzUsuń