Dziś było pochmurnie, a po południu nawet spadł śnieg. Jak na złość, akurat, kiedy chciałam zrobić kilka zdjęć. Dlatego będzie ich mało, oraz dennej jakości.
Kiedyś pewnie będę mądrzejsza i bardziej doświadczona. Wtedy, ze znacznie większym bagażem wiedzy, powtórzę taką sesję i wyjdzie mi dobrze.
Przed Państwem Barbie z serii The Museum Collection.
Lalka jest swoistym hołdem dla twórczości Gustava Klimta. Ubrano ją w zwiewną sukienkę i przedstawiono na wzór Adeli Bloch-Bauer z portretu z 1907r. Pod linkiem można znaleźć bardzo dokładne zbliżenia na obraz (aż widać fakturę farby i złoceń).
A to było źródło inspiracji malarza, by do swojej twórczości wprowadzić złoto i geometrycze detale na ubraniach postaci. Można by nawet pójść o krok dalej i w lalce Mattela dopatrywać się nie tylko malarstwa secesyjnego, ale również fresków i mozajek z bizantyjskiej Rowenny. Źródło.
Kolaż prezentujący lalki z serii, oraz ich malarskie pierwowzory. Źródło.
Malarstwo Klimta było bardzo zróżnicowane, podzielone na kilka etapów. Z początku jego dzieła powalały fotograficzną dokładnością, zyskiwał uznanie w kręgach akademickich. Ale w pewnym momencie zaczął wychodzić poza klasycystyczne normy, między symbole wplatał przesłania, które sugerowały światu, że zmierza w złym kierunku. Choćby taka Medycyna(1900-1901), gdzie ukazano bezradność tej nauki wobec ogromu chorób. Obrazy również kipiały zmysłowością, a erotyzm przedstawianych przez Klimta postaci powodował powszechne zgorszenie. Owszem, malowano wcześniej akty, ale każdy z nich miał jakieś uzasadnienie. Jak chociaż Afrodyta wynurzająca się z morskiej piany. Albo wiele innych scen religijnych i mitologicznych. Wcale nie uważano, że wtedy ludzie latali bez ubrań. Były to zwykłe preteksty do malowania nagości, przykrywka dla zboczeń wielce szanowanych (bo zgodnych z kanonem) artystów. A Klimt nie ukrywał, że lubi przedstawiać gołe ciało. Malował nagość dla nagości. Erotyzm dla erotyzmu. Walczył z obłudą. Wzniecał nowy skandal za pierwszym. Na kolejne zgorszenia odpowiadał coraz bardziej prowokacyjnie. Przedstawił to, czego krytycy tak naprawdę się bali - nagą pannę rudą tak samo na górze, jak i na dole, stojącą przed widzem i zmuszającą go do konfrontacji. Wywołującą u niego całkiem naturalne podniecenie, a jednocześnie dziką nienawiść. Oraz gołe pośladki o tytule "Dla Moich Krytyków"(obraz zawierał również inne elementy, a potem nawet go przezwano na "Złotą Rybkę"). Albo portrety masturbujących się w jego pracowni modelek.
Aż się przyzwyczaili. Aż zaakceptowali. Aż go docenili...
Mógł sobie pozwolić na takie zagrania, bo był mistrzem w swej technice i miał rzeszę bogatych klientów, którzy sponsorowali mu życie, w zamian za portrety. Adela była żoną jednego z takich ludzi. Większość z nich to byli przedsiębiorcy o żydowskim pochodzeniu. Swoją drogą, nabywca portretu Adeli jest również żydowskim działaczem społecznym. A obraz kupił w 2006 roku... Historia ładnie zatacza koło...
Mógł sobie pozwolić na takie zagrania, bo był mistrzem w swej technice i miał rzeszę bogatych klientów, którzy sponsorowali mu życie, w zamian za portrety. Adela była żoną jednego z takich ludzi. Większość z nich to byli przedsiębiorcy o żydowskim pochodzeniu. Swoją drogą, nabywca portretu Adeli jest również żydowskim działaczem społecznym. A obraz kupił w 2006 roku... Historia ładnie zatacza koło...
A tu moja Adela. Projektanci Mattela bardzo sprytnie zinterpretowali strój z portretu. Stworzyli zwiewną, secesyjną kreację. Ubranie jest ładnie uszyte, z dobrych materiałów, w moim egzemplarzu nie znalazłam żadnych wtop. Biżuteria jest zgodna (choć nie tak dokładna) z obrazem Klimta.
Ciało jest charakterystyczne dla całej serii - model muse z artykułowanymi rękami.
Lalkę przedstawiono za pomocą moldu Aphrodite(2008), patrząc na buźkę należy pamiętać, gdyż jest to inspiracja, a nie odwzorowanie. Widać to chociażby po tym, że Mattel musiał twarz swojej lalki upiększyć. Adela z portretu nie jest tak ładna. Zewnętrzne końce brwi zapadają się, a powieki są opadnięte, sprawiając wrażenie, że modelka była senna. Tymczasem lalka jest pełna energii, a jej makijaż (Adela go nie miała!) jest idealny w każdym miejscu.
Jedyne, czego się przyczepię, to włosy. Na zdjęciach promocyjnych przedstawiały artystyczną szopę. Po wyjęciu z pudełka z pewnością artystyczne nie były. A po wrzątkowaniu nadal są splątane między sobą. W dodatku tył głowy zaczyna się tłuścić. No, i fryzura... Wiem, że to inspiracja, ale skoro tak ładnie odtworzyli tyle elementów, to mogliby i tego dopilnować.
Bowiem pani Adela miała wtedy na głowie koczek - cebulkę. Jak wszystkie porządne panie w tamtych czasach...
Byłaby różnica...
Wiem, jak się fotografowało w tamtych czasach, ale Pani Adela wygląda na fotce nieco... derpowato... Nie, żebym się kobity czepiała, ale mam wrażenie, że nadal czeka na tego "ptaszka", co miał wylecieć z obiektywu.
OdpowiedzUsuńAd rem- gdy dostałam swoją Klimtkę, a znaleziono ją w lumpie, to miała włosy związane właśnie w taki koczek. Myślałam wtedy, że to myśl techniczna, jakiejś domorosłej fryzjerki i, oczywiście, długo i mozolnie "naprawiałam" fryzurę. A teraz się dowiaduję, że tak kazała historia...
Idę się wybatożyć marchwią ;)
A mnie właśnie podobają się te senne oczy i wyraz twarzy znudzony, ale na granicy zniecierpliwienia. Lalka bardziej podobna do oryginału straciłaby na urodzie, ale za to byłaby bardziej kolekcjonerska ;-)
OdpowiedzUsuńAch, marzę o tej Klimcicy, odkąd się dowiedziałam, że jeden Królik wyczaił ją za grosze w lumpeksie <3
OdpowiedzUsuńA drepowatość modelki odpowiada chyba ówczesnym kanonom urody - wydaje mi się panie z tych secesyjnych zdjęć zazwyczaj mają takie ociężałe spojrzenia...
I chciałam jeszcze powiedzieć, że żadna z pozostałych lalek tej serii nie jest nawet w połowie tak ładna, jak ta. Śliczności. <333
Usuńniektóre foty - jakbym widziała Alexis z "Dynastii" -
OdpowiedzUsuńinne - już ze swojskiego poletka - Edytę Górniak -
co nie zmienia faktu, iż panienka mi się po prostu
podoba - choć taką "ładną inaczej" - tj. mocno
zbliżoną do oryginału - też bym nie wzgardziła :)