sobota, 18 kwietnia 2015

Znowu psuję...

O My Lovely Princess pisałam już kiedyś, że mają bardzo ciekawy mold. Nie mogłam oprzeć się pokusie, żeby nie poświęcić jednej z tych lalek na własne eksperymenty. Żalu nie mam, ostatecznie obiekt nie został zniszczony (tylko popsuty), święte, niedotykalne okazy wciąż mam, a w razie czego, widziałam, że da się jeszcze takie kupić w sklepie. Tylko trzeba pojechać do Lublina... ;)


Kwestia pierwsza: ciałko. Mocowanie głowy wygląda podobnie, jak u Barbie, tyle, że nie ma kotwicy. Różnica polega jeszcze na tym, że dolna część tego białego łącznika (schowana za plastikiem szyi) to kulka, a nie koralik, obraca się wokół bez żadnego blokowania.
Główka MLPr(jak tu skrócić, by nie mylić z kucynkami?) wydaje się być bardzo twarda, ale szybko mięknie pod napływem ciepłego powietrza z grzejnika/suszarki/wentylatora komputera z odpalonymi simsami.

Odcień ciałka pasuje do główek Raquelle, jakby ktoś nie wiedział, co robić z trofeami dawczyń.

Moje podejście do psucia wyszło tak - pannę przeszczepiłam na klona fashionistar. Ciało jest ciut za blade, ale to razi dopiero w sztucznym świetle. Zależało mi na dodaniu artykulacji. Jednak, by to wyglądało faktycznie dobrze, przyda się oryginalne ciałko Raquelle, które jest z lepszego plastiku. Robiłam też ogólne zdjęcia całości, ale nie wyszły - ten klon jest rozklekotany, jak kołatka po całonocnej sesji flamenco.

Za swój sukces uznaję równe brwi. Zwykle lewa brew wychodzi mi ładnie od razu, za to drugiej nie jestem w stanie odtworzyć jako lustrzanego odbicia. Po którejś z rzędu próbie wkurzyłam się i odmierzyłam wpierw trzy najważniejsze punkciki, a dopiero potem połączyłam. Ogólnie, mogłyby być jaśniejsze, ale już sobie na razie daruję poprawki.

Przyznam, że z tego profilu wygląda najkorzystniej...

A jeśli jakieś zdjęcie nie wyjdzie, to można je zamieścić jako artystyczne.

Tak wygląda łołak z oryginałami. Makijaże firmowe są bardzo przyjemne, ale nie współpracują z moldem. Namalowane oczy są większe, a usta mniejsze i zamknięte. Mój malunek pokazuje faktyczne proporcje moldu. Co mnie trochę dręczy, to duże czoło. Ale wiosenno-dziewczęcy urok jest w stanie przyćmić taki drobiazg. Trochę jestem zadowolona, a trochę przybita. Nie jest źle, ale mogło być lepiej. Dużo pracy przede mną. Chciałabym zobaczyć ten odlew w rękach jakiegoś porządnego customera.

Na zakończenie dodam, że w rzeczywistości laleczka jest o wiele przyjemniejsza, niż na zdjęciach. Może to rola światła... :)



4 komentarze:

  1. Dopiero przy Twoim malowaniu widać, że ma naprawdę ładną mordkę - byłaby z niej śliczna Claudia Schiffer!

    OdpowiedzUsuń
  2. no nie mogę - przemalowana to zupełnie nowa jakość!
    straaasznie mi się podoba - z tym noskiem i oczywiście
    inną fryzurką mogłaby być Jennifer Aniston :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. To nie jest psucie, tylko kreatywne podejście do malarstwa w trójwymiarze. Roszpunka nie wygląda zresztą na zagniewaną - raczej na zaciekawioną efektami przemiany. Bo przecież jest teraz kompletnie inną postacią. Postawiona obok lalek o tych samych rysach wygląda jakby nie miała z nimi nic wspólnego - a toż to trojaczki.
    Co ty kobito chcesz od jej brwi? Fajne są i równiutkie :) Zresztą, nawet gdyby nie były, to i tak nie byłoby źle, bo idealna symetria wywołuje uczucie sztuczności.

    OdpowiedzUsuń
  4. Moim zdaniem wyszło bardzo dobrze . Lekka asymetria nadaje twarzy życia :)

    OdpowiedzUsuń