piątek, 12 kwietnia 2019

Tango

Z pozoru jestem prostym człowiekiem - była ładna pogoda, miałam czas, no to poszłam w krzaki!

A w krzakach cuda: przyroda. Owa ona się budzi, rośnie i rozkwita. Roślinki zielenieją, ptaszki ćwierkają, a robaczki wypełzują, zupełnie nieświadome bycia zdobyczami mojego polowania. To akurat szczęście dla nich, bo polowałam z aparatem. No i raczej tak, przy okazji.

Robaczek.


Kwiatek.


Kwiatek.


Trawka.

Jak widzicie, nie kłamałam. Robi się pięknie i nawet moja depresyjna dusza ma w takich momentach przebłyski energii i chęci do działania. To akurat był początek tygodnia i w międzyczasie zdążyło się ochłodzić, ale weekend znowu zapowiada się jako ciepły i przyjemny... Mmm, będę dręczyć ogródek i czyścić samochód, nie mogę się doczekać. Chyba znowu się wyśpię na zapas.

Ale gdybym sama chodziła w krzaki, to miałoby się nijak do tematyki tego bloga. Razem ze mną udała się moja słowiańska piękność, eks-wróżka, Dori z Diamentowego Pałacu, zwana u mnie Tango.
Nie ukrywam, że jest to jedna z moich ulubionych lalek. Pamiętam, jak ją upolowałam w oryginalnej wersji, jak zaliczyła dwa przeszczepy (wpierw ciałko od Luxury Fashion, potem MTM), jak w międzyczasie coraz mniej śmierdziała tytoniem po poprzednim właścicielu. Dziś Tango jest wolna od nałogów, no może oprócz marzycielstwa, ale to już mi nie przeszkadza. Sama jestem uzależniona od wody, spania i czekolady...



Miejscem sesji były chaszcze na tyłach jakiegoś pawilonu handlowego. Nie sprawdzałam dokładnie okolicy, przyprowadziła mnie tam Nina, z którą prowadziłyśmy rywalizację o dostęp do najpiękniej kwitnącego krzaczka, by robić przy nim zdjęcia. Ostatecznie, musiałyśmy zmieścić się tam obie i dzisiaj ja publikuję swoje zdjęcia, a niebawem pewnie pojawią się też prace Niny, na jej własnym blogu.


Do jednego zdjęcia nawet pożyczyłam od Niny gitarę...


Ale głównym rekwizytem tej sesji miał być szczególny dla mnie prezent, który jakiś czas temu dostałam z okazji moich urodzin. Jest to rzeźba przedstawiająca miniaturową harfę neoceltycką, pasującą do skali Barbie. Instrument jest z drewna, kołki to ucięte szpilki krawieckie, a rolę strun pełnią nici, zamontowane na harfie w kolorach odpowiadających tym w muzyce: czerwone struny to dźwięki C, a niebieskie to F. Niestety, harfa nie jest nastrojona, ale skoro moje lalki mają gumowe uszy, to nie będzie dla nich różnicy.

Owy podarunek to ręczna robota mojego Lubego, który widocznie nie ma umiaru w zaskakiwaniu mnie swoimi pomysłami i talentem :)
A jeśli dodam, że robił ją z patyczków po lodach, to już w ogóle będziecie zbierać szczęki z podłogi.

Zatem, zapraszam do obejrzenia reszty zdjęć.







 

I na koniec: Tango w towarzystwie Byula Niny. Jak widać, oboje się wpasowują w folkowy klimat i powinni zakładać kapelę.

Ale bym musiała się najeździć na ich próby, bo przecież Nina mieszka dość daleko ode mnie...

To tyle na dziś. Miłego weekendu :)

7 komentarzy:

  1. Cudna, wiosenna sesja. Panna Tango ma śliczną sukienkę. A harfa... to prawdziwe dzieło!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniała sesja. Piękna dziewczyna, super makijaż, śliczna sukienka, super harfa - nie wiadomo co bardziej podziwiać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo miła twarzyczka, od razu widać, że artystyczna dusza :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudna sesja, mina panny marzycielska, polowanie na dobre ujęcia udane :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Sesja bardzo udana, niedługo kolejna wyprawa!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Tango jak zawsze CUUUDNA!
    harfa zawojowała i mnie ♥

    OdpowiedzUsuń