Tyle czasu chodziłam w kurtce, po czym spontanicznie postanowiłam zostawić ją w domu. A gdzie tam, przeziębić się? Nie, biorę lalki i idę do ogródka.
Całą atmosferę uświetniły mi jeszcze dwie rodzinki szpaków, które gniazdują we frontowej części domu. Niby szkodniki, zjadają nam roślinki w ogródku i owoce w lecie, przesuwają ocieplenie budynku, ale jednak... Lubię te ptaszki, błyszczą na zielono, ładnie ćwierkają, ponoć nawet mają zdolności naśladowcze.
Proponuję odpalić filmik(nie mojego autorstwa), który chociaż trochę odda wrażenia z sesji ;)
No to, skoro już wiecie, że było magicznie, zapraszam do zerknięcia (znowu) na moją Ashę. Asha pierwszy raz w życiu poczuła prawdziwą ziemię pod stopami, gratulacje. Będzie nawał zdjęć, których nie chciało mi się podpisywać, ale myślę, że podołacie.
Żeby nie było, że tylko Ashę puściłam, Lea również się chillowała na świeżym powietrzu. Jak się uda, co dam jej zdjęcia w następnej notce.
A to śpiewak - ojciec-założyciel nadchodzącego pokolenia szkodników ogrodowych.
A co robią moje domowe szkodniki? A jakże - bawią się.
Ćwir ćwir!
Pozdrawiam, do następnego :)
Asha jest naturalna, delikatna i bardzo "dziewczęca"! Plener jej służy, ale której lalce on nie służy? Nie znam takiej :)))
OdpowiedzUsuńUwielbiam śpiew ptaków!
Pozdrawiam serdecznie i czekam na zdjęcia Lei w następnym poście!
milutka ta pieguska!!!
OdpowiedzUsuńRuda jest świetna :) Ślicznie wyszła na tych fotkach. Piękna sesja :) A ptaki i ich śpiew, to coś, co kocham najbardziej. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńslodki rudzielec :-)
OdpowiedzUsuńPiękna ta sesja , nareszcie mamy dostęp do normalnego światła :)
OdpowiedzUsuńU mnie też Pan Szpak znalazł sobie partnerkę i zaprosił do swojego mieszkania w dziupli starego orzecha . Niech sobie jedzą wszystko na co mają ochotę :):)